Moje dzieci znów się biją! – Rozwiązania, które sprawdziły się u nas.

Znacie komiksy paragrafowe? To takie komiksy-gry. Wchodząc do takiego komiksu wybieramy sobie bohatera, podejmujemy za niego decyzje. Skacząc z jednego pola na drugie możemy wybierać drogę, rozwiązywać zagadki (najczęściej logiczno-matematyczne) żeby dowiedzieć się na jakie kolejne pole musimy się udać, ale też decydować, co zrobić, kiedy na drodze staje nam jakiś przeciwnik. Ostatnio właśnie w jednym z takich komiksów paragrafowych spędzamy nasze popołudnia. Jest to świat fantastyczny, pełen przygód i potworów, w którym buszujemy po zaginionym mieście – Rycerze 3 od FoxGames.

To świetna zabawa, choć dla trochę starszych dzieci, bo trzeba pamiętać o wielu sprawach – o tym, co mamy w plecaku, ile mamy siły, odporności, co i kiedy nam się zwiększa, a kiedy maleje, jednocześnie szukając na obrazkach skarbów i rozwiązując zagadki, które nie zawsze są łatwe. Jednym słowem – świetna zabawa.

_MG_0890 _MG_0891 _MG_0893 _MG_0892 _MG_0894 _MG_0895

Ale nie do końca o tym chciałam dziś napisać. Otóż grając/czytając Rycerzy spotykamy różne dziwne zjawy i kreatury. Przy wielu z nich mamy do wyboru nie tylko walkę i ucieczkę, ale też rozmowę. I grając z chłopakami rzuciło mi się w oczy, że moje starsze dziecko, o ile tylko jest taka możliwość – zawsze wybiera rozmowę. Nie atakuje starego mistrza, tylko pyta, czy nie mógłby nam pomóc. Nie rzuca się z mieczem na kościotrupa, bo „może jak go zapytamy, to nam coś podpowie?” I tak z każdą jedną postacią. Zaczęłam się zastanawiać skąd mu się to wzięło i czy to kwestia charakteru, czy może jednak wychowania?

Czy Kluski się biją?

Niezaprzeczalnym faktem jest też, że moje dzieci rzadko kiedy w złości się biją. Naprawdę nie pamiętam, żeby starszy Klusek (lat 9) przygrzmocił zdenerwowany młodszemu Miśkowi (lat 6). Miśkowi jeszcze czasem się to zdarza, chociaż porównując z własnym dzieciństwem i stosunkami jakie panowały między mną, a moim młodszym bratem – to i tak są to dość odosobnione przypadki. Pomyślałam więc, że może warto napisać słów kilka o tym, jak u nas w domu zapobiegamy stosowaniu przemocy fizycznej wśród dzieci.

Jak zapobiegać przemocy fizycznej między rodzeństwem:

Po pierwsze emocje

Zawsze wychodziłam z założenia, że przemoc wobec innych jest wynikiem jakichś problemów wewnętrznych. Niezaspokojonych potrzeb, braku pewności siebie, nieumiejętności poradzenia sobie z sytuacją… Kiedy więc między Kluskami dochodziło do wymiany ciosów, ostatnią rzeczą, o jakiej myślałam, była kara. Bo jak karać dziecko za to, że nie wie, co może zrobić, za to że czuje się niepewnie, za to, że nie wie, jak ma inaczej powiedzieć, że coś jest u niego nie tak? (Czemu kary i nagrody nie działają i co robić zamiast?) W takich sytuacjach zazwyczaj po prostu ich rozdzielałam, czekałam aż się uspokoją (sami lub czasami wymagało to mojej pomocy), a potem rozmawiałam z nimi o emocjach i starałam się dać jakieś narzędzia do poradzenia sobie z taką sytuacją w przyszłości.

Rozmowy o emocjach mogą przebiegać w bardzo różny sposób i nie powinny się ograniczać jedynie do sytuacji kryzysowych. Jeśli damy dzieciom szansę na bieżąco wyrażania tego co czują, dużo rzadziej dochodzi do wybuchów zakończonych fizyczną agresją. O tym jak rozmawiać z dziećmi o emocjach pisałam już tutaj i w dalszym ciągu polecam te metody. Dzisiaj jeszcze do mojej listy chciałam dodać jedną nowość od HarperKids. „Bracia i siostry” z serii „Akceptuję, co czuję.” To książka z ćwiczeniami i zadaniami do wykonania, która w bardzo przystępny sposób tłumaczy dzieciom jak i dlaczego w rodzinie powstają pewne emocje, jak sobie z nimi radzić i jak dbać o swoje dobre samopoczucie. Naprawdę świetna pozycja warta polecenia, szczególnie tam gdzie rodzeństwo nie potrafi się ze sobą dogadać.

_MG_0900 _MG_0901 _MG_0902 _MG_0903 _MG_0904

Pamiętajcie jednak, że takie rozmowy o emocjach i ćwiczenia są świetnie wtedy, kiedy dzieci są spokojne. Dobrze przygotowują do późniejszych trudnych sytuacji i nie warto ich pomijać licząc na to, że o złości będziemy z dziećmi rozmawiać tylko wtedy, kiedy się zdenerwują. Niestety – zdenerwowane dziecko (tak jak i dorosły) najczęściej nie jest w stanie myśleć logicznie i podejmować racjonalnych decyzji (stąd późniejsze okładanie pięciami brata czy siostry).

Po drugie narzędzia

Jednak nawet najlepsze rozmowy i najciekawsze książki nie sprawią, że złość i nieszczęście znikną z życia naszych dzieci. Na szczęście (jak już tu kiedyś pisałam, np. tutaj) nie uważam, żeby rolą rodzica było uchronienie dziecka przed wszystkimi trudnymi emocjami, które spotyka na swojej drodze. Dlatego też szukałam jakiegoś sposobu-narzędzia, który pozwoli moim dzieciom efektywnie przejść przez codzienne kłótnie (jednocześnie pozwalając mi w tym wszystkim zachować choć odrobinę spokoju). I wtedy gdzieś trafiła do mnie informacja o czymś, co ja na własne potrzeby nazwałam „instrukcją kłótni”. W skrócie chodzi o to, żeby moje dzieci nie doprowadziły się do momentu, w którym cała narastająca złość sprawia, że są już bezsilne i jedyne co mogą zrobić, to walnąć brata pięścią (albo stojącym obok stołkiem). Przygotowałam więc kartkę z taką oto instrukcją i zawiesiłam na ścianie, żeby chłopaki mieli dostęp i mogli w razie czego skorzystać z instrukcji krok po kroku.

IMG_20200930_163818652

Oczywiście początkowo nie ma co oczekiwać, że sami sobie poradzą. Starałam się więc być przy nich, pokazywać kolejne kroki i przypominać o tym, że mówi tylko osoba, która trzyma w ręku „kamyk pokoju.” Z czasem, przy regularnym użytkowaniu, dzieci jednak powinny się same nauczyć przeprowadzać taką rozmowę.

Po trzecie rozmowa

Kolejną ważną rzeczą, moim zdaniem, jest to, że nie zabraniam (tak całkiem) moim dzieciom oglądać i czytać „głupich” kreskówek. Nie zabieram im z rąk każdej książki czy komiksu, w których moim zdaniem jest za dużo przemocy, lub w których bohaterowie pokazują dokładnie to, czego w sytuacjach stresowych nie powinno się robić. Zamiast tego, od początku starałam się oglądać z nimi te głupoty (przynajmniej od czasu do czasu) i rozmawiać nad sensem zachowania bohaterów. Dość szybko utwierdziło mnie to w przekonaniu, że moje dzieci doskonale wiedzą, jakie reakcje mają sens, a jakie ich całkowicie nie mają, ale za to są śmieszne, kiedy się je ogląda z daleka. Jeśli szukacie lektury, która pokaże negatywne wzorce, na których można przedyskutować bezsensowne sposoby rozwiązywania konfliktów, polecam na przykład nowy album Lucky Lucka „Rywale z Painful Gulch. Tom 19”. Tym razem nasz kowboj będzie zmuszony do pogodzenia dwóch zwaśnionych klanów, które tak dalece zapędziły się w swojej nienawiści, że utrudniają życie sobie i całemu miastu. Bardzo dobry przykład na to, że walka to nie jest najlepsze rozwiązanie.

_MG_0915 _MG_0916 _MG_0917 _MG_0918 _MG_0919

Po czwarte walka

Ostatnia rzecz, która moim zdaniem ma ogromny wpływ na to, że moje dzieci się nie biją, to paradoksalnie fakt, że pozwalam im się bić. Pewnie wielu osobom wyda się to sprzeczne i bezsensowne. Pozwólcie więc, że wytłumaczę, o co mi chodzi. Moje osobiste doświadczenia pokazują, że tak samo jak inne małe ssaki, tak i dzieci potrzebują od czasu do czasu zmierzyć się ze sobą sprawdzając swoją siłę, spryt i umiejętności walki. Być może wynika to z tego, że jedną z wielu moich pasji były i są szeroko pojęte sztuki walki i sama z własnego doświadczenia wiem, ile przyjemności jest w zwykłym siłowaniu się, czy nawet okładaniu się pięściami.

Od początku więc moim dzieciom tłumaczyłam, że jak najbardziej – mogą się bić ze sobą czy z kolegami. Jest jeden warunek – wszystkie strony biorące udział w takiej zabawie, muszą się na to zgadzać. Bicie w złości nie jest w porządku. Atakowanie słabszych nie jest w porządku. Ale przepychanki, siłowanki, czy nawet uderzenia są jak najbardziej okej, jeśli dla obu stron jest to zabawa. Kiedy pewnego dnia odbierając Kluska z przedszkola usłyszałam skargę od Pani, że Klusek się bił dziś z chłopakami, to moje pierwsze pytanie było właśnie takie „Czy tłukł kogoś, bo był zdenerwowany, czy to była po prostu radosna zabawa?” Pani się trochę zdziwiła, ale wytłumaczyłam jej, że od tego zależy, jak dalej do tego tematu podejdę w rozmowie z dzieckiem. A to znów zdziwiło, drugą mamę, która w tym samym czasie była z nami w szatni i która na taką samą informację o swoim dziecku zareagowała „Poczekaj no niech to tylko ojciec wróci z pracy”. Dla mnie jednak zawsze było oczywiste, że walka to też forma zabawy, forma zaspokajania potrzeby bliskości, forma sprawdzania własnej siły, forma lepszego poznawania własnego ciała i wpływu jaki ma ono na innych. I nigdy w życiu nie przyszło by mi do głowy, żeby za taką formę zabawy kogokolwiek karać.

Rozumiem strach rodziców o to, że pobłażając agresywnym zachowaniom, wychowamy agresywne dziecko. Ale naprawdę trzeba umieć rozróżnić zabawę od agresji. I mam wrażenie, że moje dzieci doskonale wiedzą, gdzie leży granica. Nie raz już bowiem miały szansę doświadczyć jednej i drugiej formy. Wydaje mi się jednak, że im więcej bawią się w walkę, tym mniej walczą naprawdę. Dlatego kiedy słyszę „Misiek, powałujemy się?” a potem radosne odbijanie się od ścian, to nie czuję potrzeby interweniowania. Między innymi z tego też powodu, kiedy tylko się dało zapisałam Kluchy na zapasy i polecam ten sport każdemu, szczególnie dzieciom, które mają na co dzień problem z agresją. (Więcej na temat zalet chwytanych sportów walki w rozwoju dziecka tłumaczyłam na naszym Instagramie).

A więcej o tym, dlaczego uważam, że dzieci powinny mieć możliwość się bić – tutaj.

W skrócie

W skrócie: rozmawiajmy z dziećmi o emocjach, dajmy im narzędzia, które pomogą im sobie radzić w sytuacjach kłótni, rozmawiajmy o plusach i minusach różnych metod radzenia sobie ze złością i nie bójmy się fizycznego kontaktu, pamiętając, że to nie tylko głaskanie i przytulanie, ale właśnie też zabawy siłowo-sprawnościowe. Naprawdę nie każda „bójka” jest agresją. I nie nakręcajmy się – ja wiem, że polityka „zero tolerancji dla przemocy” przemawia do wielu z nas. I bardzo łatwo stracić nad sobą panowanie, kiedy widzimy, że jedna ukochana przez nas osóbka naparza pięścią drugą ukochaną przez nas osóbkę. Jednak groźby, zakazy i nakazy rzucane w silnych emocjach nie sprawdzają się na dłuższą metę. Naprawdę dużo więcej możemy zrobić pozwalając, żeby emocje – nasze i dziecięce – trochę opadły i dopiero wtedy szukać zarówno powodów walki, jaki i sposobów, które pomogą jej uniknąć w przyszłości. Tak więc – głęboki oddech i… raz, dwa, trzy….

 

 

Czy Wasze dzieci często sięgają do rękoczynów, żeby rozwiązywać konflikty? Jak sobie z tym radzicie?

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką„Od czego zacząć czytanie bloga?”