Czym są memy i dlaczego warto o nich wiedzieć?

Słyszeliście kiedyś o memach? Nie o tych, co to wędrują po internecie w formie obrazka i śmiesznego napisu, ale o tych innych. Tych które Wikipedia opisuje jako „jednostkę ewolucji kulturowej, analogiczną do genu, będącego jednostką ewolucji biologicznej.”

Gen znają chyba wszyscy. To coś, co zostało biologicznie zapisane w naszym DNA. Ale nie tylko biologia nas kształtuje. Jesteśmy przecież sumą naszej biologii i doświadczeń. Te doświadczenia w dużym skrócie można zakwalifikować właśnie do kultury. To co widzimy, co słyszymy, co czytamy, to do czego przekonują nas inni, to do jakich wniosków dochodzimy sami. To wszystko są właśnie memy. Takie kulturowe DNA. Zapisane gdzieś w nas i nieustająco wpływające na nasze postępowanie. Tak przynajmniej twierdzi memetyka – teoria w której jednostka kulturowa (mem) jest poddawana takiej samej analizie jak jednostka biologiczna (gen). I tak jak geny chcemy przekazać kolejnym pokoleniom, tak samo memy chcą, by je przekazywać dalej. Celem memów, tak samo jak celem genów jest przetrwanie i rozprzestrzenianie się. A żeby ten cel mógł zostać osiągnięty, potrzebny jest jakiś nośnik. Już wiecie, kto jest tym nośnikiem? Oczywiście my, ludzie.

Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Otóż czytam właśnie bardzo ciekawą książkę dr Marka Kaczmarzyka (o jednej z jego książek pisałam już tu) – „Szkoła memów. W stronę dydaktyki ewolucyjnej.” od Wydawnictwa Element. I muszę przyznać, że jestem zafascynowana tą ideą.

Wyobraźcie sobie, to, o co tak zażarcie walczymy przy rodzinnych obiadach, to, o co się kłócimy, każdą nowa dobrą radę, którą chcemy się koniecznie podzielić ze wszystkimi znajomymi, każdą wielką wizję, którą chcemy przekazać dalej, każdy program nauczania, który naszym zdaniem, wszystkie dzieci powinny opanować… A teraz spójrzcie na każdą z tych idei jak na mały wredny i samolubny wirusek, którego głównym celem jest się po prostu rozprzestrzeniać. Innymi słowy mem to „zaraźliwy wzorzec informacji, powielany przez pasożytniczo zainfekowane ludzkie umysły i modyfikujący ich zachowanie, powodujący, że rozprzestrzeniają oni ten wzorzec.” (Wikipedia)

Fajna wizja? Nie uczymy się, tylko jesteśmy infekowani kolejnymi memami. Nie dzielimy się dobrą radą, a rozprzestrzeniamy „wirusa”. Ja teraz nie dzielę się z Wami ciekawą książką, ja Was zarażam. Po to, żebyście Wy dalej nieśli w świat ten konkretny mem.

Jednym z przykładów, który obrazuje sposób rozprzestrzeniania się memów, który znalazłam w wyżej wspomnianej książce, jest wirus wścieklizny. Jest to wirus, który z jednej strony działa na organizm zarażonego zwierzęcia, wyniszczając go, a z drugiej działa na psychikę. Zainfekowane zwierze zmienia swoje zachowanie – nie boi się ludzi, łasi się… Po co? To bardzo proste. W ten sposób wirus chce sobie zapewnić jak największe szanse przeniesienia się na inny organizm. W dodatku chore zwierze biega bez ładu i składu, byle dalej, byle więcej. Po co? Przecież nie po to, żeby wyzdrowieć. Wirus „ma gdzieś” zdrowie psa. On wie, że prędzej czy później dany pies „się skończy”. Trzeba więc go optymalnie wykorzystać – im więcej miejsc odwiedzi, tym większa szansa, że natknie się na kogoś, na kogo będzie mógł się przenieść. Genialne, prawda? A wścieklizna to nie jedyny wirus, który działa w ten sposób. W książce znajdziecie więcej przykładów.

Ale jaki z tego morał dla nas, rodziców i nauczycieli? Myślę, że każdy wyciągnie inne wnioski dla siebie. Sam autor pokazuje wiele zastosowań tej teorii w pedagogice i wychowywaniu dzieci, jest to bowiem książka, której celem jest nie tylko zapoznanie czytelnika z teorią memów, ale też przełożenie jej na realne wnioski i rady dla nauczycieli i rodziców. Dla mnie chyba jednak najważniejszym wnioskiem z tej lektury jest to, że idea to tylko idea. Czyjaś wizja, to tylko czyjaś wizja. Moja wizja, to tylko moja wizja. Coś co przemawia do mnie, dla innych może nie mieć absolutnego sensu. Nie warto sobie z tego powodu robić wrogów, kłócić się ani ginąć. Nie warto też w imię tej idei męczyć kolejnych pokoleń kolejnymi programami nauczania, które też są przecież tylko czyjąś wizją.

A Wam jak podoba się teoria memów? Dajcie znać w komentarzu.

 

Jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś ze swoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką„Od czego zacząć czytanie bloga?”