Nauczyciel – zawód czy powołanie?

“ Jeżeli się nie czuje już tej pracy, trzeba iść sprzedawać pietruszkę. Inaczej wszyscy się męczą.”

Pewnie nie raz słyszeliście takie lub podobne opinie na temat pracy nauczyciela. W naszym społeczeństwie dość silne jest przekonanie, że bycie nauczycielem to powołanie. Albo wiesz jak to się robi i codziennie z uśmiechem na twarzy wkraczasz do klasy, by nieść oświaty kaganek. Albo nie. I choćbyś stanął na uszach, nic z tym nie zrobisz. Bo tego się przecież nie da nauczyć, prawda?

Powołanie?

Szczerze mówiąc, sama już nie wiem. Jakiś czas temu w grupach nauczycieli na FB zapytałam, czy mają jakieś metody na to, by pomóc sobie z podniesieniem poziomu entuzjazmu w chwilach wypalenia (pisałam o tym już tutaj). I zaskoczyła mnie ilość odpowiedzi podobnych do tej cytowanej na początku tego wpisu. To powszechne przekonanie, że albo urodziłeś się nauczycielem, albo się do tego nie nadajesz. I zaczęłam się nad tym zastanawiać. Czy aby na pewno tak jest i czy aby na pewno bycia nauczycielem nie można się nauczyć. I wiecie co? Wydaje mi się, że z tym powołaniem to jednak jedna wielka ściema. Z całym szacunkiem dla tych wszystkich nauczycieli, którzy czują to powołanie. Nie twierdzę, że takich nie ma. Po porostu wydaje mi się, że nauczyciel to taki sam zawód jak każdy inny. I można się go nauczyć.

Cechy dobrego… nauczyciela i sprzedawcy

Oczywiście przydają się w nim pewne cechy, które znacznie ułatwiają zarówno proces samej nauki jak i późniejszą pracę z dziećmi. Ale czy nie jest tak w każdym zawodzie? Tak jak do bycia dobrym sprzedawcą potrzebna jest empatia i umiejętność wczucia się w położenie kupującego, tak samo do bycia dobrym nauczycielem potrzebna jest empatia i umiejętność wczucia się w położenie ucznia. To czemu do bycia nauczycielem trzeba być powołanym, a sprzedawcą po prostu się zostaje? Ciężko pracować w szkole jeśli się nie lubi innych ludzi. Ale ciężko też być hodowcą bydła jeśli nie lubi się zwierząt. Ciężko być górnikiem jeśli się ma klaustrofobię, ciężko być leśnikiem jeśli boisz się pająków itd. W każdym zawodzie jest tak, że pewne cechy pomagają, a inne przeszkadzają. Ale czy to od razu czyni z tego zawodu powołanie?

Czy można się tego nauczyć?

Z drugiej strony, czy pewnych rzeczy nie można się nauczyć pomimo jakichś swoich wad czy niedoskonałości? Oczywiście jeśli nie lubisz towarzystwa ludzi, to bycie nauczycielem prawdopodobnie niezależnie od Twoich możliwości i warsztatu pracy nie będzie sprawiać Ci przyjemności, ale to samo dotyczy pracy w sklepie, kawiarni czy gdziekolwiek indziej, gdzie jesteś narażony na ciągły kontakt z ludźmi. Ale tak jak w każdym zawodzie jest wiele rzeczy, których można się nauczyć i które można sobie wypracować. O ile tylko potraktujemy ten zawód kompleksowo, jako oddzielny zawód, nie stawiając jedynie na wiedzę z zakresu naszego własnego przedmiotu. Są pewne rzeczy, które nauczyciel powinien wiedzieć i rozumieć, niezależnie od tego czy uczy historii, matematyki czy angielskiego. Co na przykład? Ot choćby to, jak uczy się mózg, jakie warunki są mu potrzebne do nauki, a co mu przeszkadza. Nauka wie na ten temat coraz więcej, warto z tej wiedzy korzystać. Tak samo jak podstaw działania mózgu, można się nauczyć podstaw zarządzania klasą, rozmawiania z rodzicami, sprawdzania wiedzy uczniów i wielu wielu innych rzeczy.

To dlaczego tylu nauczycieli wciąż tego nie umie?

Być może jest to związane z kolejnym pytaniem, które zadałam na facebookowych grupach dla nauczycieli. Chociaż tak naprawdę chyba nie musiałam go zadawać, bo wyniki pokryły się dokładnie z opinią powszechną chyba wśród wszystkich nauczycieli jakich znam. Pytanie było takie: „Czy w Waszym odczuciu studia przygotowały Was do pracy nauczyciela?” Zgadniecie jaka była odpowiedź? Oczywiście miażdżącą przewagą wygrało „NIE”. W grupie „Nauczyciele wczesnoszkolni” 233 osoby odpowiedziały NIE, 45 – TAK. W grupie „Nauczyciele angielskiego” – 202 osoby na NIE i 33 osoby na TAK. Wśród „Nauczycielek przedszkola” 243 osoby odpowiedziały – NIE, 22 osoby – TAK. W innych grupach proporcje były dość podobne. Niektórzy zaznaczali jeszcze, że odpowiedź twierdząca jest tylko dlatego, że studiowali dawno temu, w czasach kiedy jeszcze studia faktycznie czegoś uczyły. Ale zasadniczo większość nauczycieli kończy studia z przekonaniem, że nie są przygotowani do zawodu. I niestety faktycznie tak jest. Stając przed klasą po studiach najczęściej młody nauczyciel nie ma zielonego pojęcia co go czeka i co powinien zrobić. Na zbyt wielkie wsparcie ze strony starszych kolegów i koleżanek też zazwyczaj nie ma co liczyć. A uczniowie i rodzice szybko wyczuwają niepewność i braki w edukacji.

Czy dziwne jest zatem to, że Ci którym bycie nauczycielem nie przychodzi naturalnie, szybko zaczynają tracić zapał do pracy? Chyba nie. Bycie nauczycielem to naprawdę nie jest łatwa praca. Poza rozległą wiedzą z własnej dziedziny, trzeba mieć podstawy wiedzy psychologa, managera, showmana, matki, neurobiologa, księgowej, prawnika… i zahaczyć o pewnie jeszcze kilka innych dziedzin. A na studiach niestety najczęściej uczymy się jedynie podstaw naszego przedmiotu, z malutkim dodatkiem przestarzałej wiedzy na temat psychologii, pedagogikę traktując raczej jak historię, a nie coś co ma nam pomóc w codziennej pracy.
Więc kiedy już stajemy przed klasą okazuje się, że do nauczenia się mamy naprawdę wiele rzeczy. Nie da się tego ogarnąć od razu, od tak (no chyba że się faktycznie ma taką super mieszankę cech niezbędnych nauczycielowi już przy urodzeniu – obawiam się jedynie, że jeśli będziemy czekać tylko na takich nauczycieli, niewiele osób będzie pracować w tym zawodzie). Ale naprawdę można się tego wszystkiego nauczyć, jeśli tylko człowiek będzie wiedział czego powinien się uczyć, dostanie trochę wsparcia i czasu. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu – jeśli człowiek próbuje, wypracowuje swoje własne metody, odpowiednie dla siebie i swoich uczniów i wszystko staje się coraz prostsze.

Dlaczego nie jest dobrze?

Ale jeśli wszyscy wkoło mówią Ci, że nauczycielem albo się jest, albo się nie jest, jeśli nie masz z kim porozmawiać o tym, że któraś część pracy nauczyciela Ci nie wychodzi, bo zaraz słyszysz, że najwyraźniej skoro nie wychodzi, to lepiej nie męcz dzieci i „idź sprzedawać pietruszkę”, jeśli nie masz żadnego wsparcia, ani nikogo, kto może cię przynajmniej pokierować w odpowiednią stronę… To chyba nic dziwnego, że stwierdzasz, że najwyraźniej ten zawód nie jest dla Ciebie i albo się z tym godzisz i pracujesz byle do piątku (bo przecież przy karcie nauczyciela nikt Cię ze szkoły nie wyrzuci za bycie kiepskim nauczycielem), albo rzucasz to w cholerę i szukasz innej pracy, z przekonaniem, że poniosłeś porażkę.

Wydaje mi się jednak, że w większości przypadków młodym nauczycielom po prostu potrzeba praktyki i wsparcia. A zamiast tego dostają najczęściej niepozytywną ocenę o swoich możliwościach i umiejętnościach (o tym jak łatwo nam nauczycielom przychodzi wystawiać te oceny napiszę już niedługo).

Czemu tak się dzieje?

Nasuwa mi się tylko jeszcze jedno pytanie – czy aby takie pojmowanie nauczyciela jako powołania nie jest Państwu na rękę? Czy naprawdę nie można by było stworzyć takiego systemu szkolenia nauczycieli, który przygotowywałby młodych ludzi do pracy w tym zawodzie konkretnie i rzeczowo? Można – są kraje w których tak się robi. Ot choćby Finlandia. Ale na to potrzebne są pieniądze, a później potrzebne są pieniądze, żeby płacić takim dobrze przygotowanym nauczycielom, żeby nie chcieli odchodzić z pracy do sprzedawania tej nieszczęsnej pietruszki. Tymczasem jeśli przekonamy wszystkich, że praca nauczyciela to powołanie, to kwestia wypłaty staje się raptem znacznie mniej istotna, nieprawdaż? (I nie – nauczyciele naprawdę nie zarabiają tyle, ile mówi Wam telewizja – ale to temat na oddzielną dyskusję).

A Wy jak myślicie – nauczyciel to powołanie, czy może jednak zawód do którego trzeba się po prostu dobrze przygotować?


Jeśli uważasz, że ten wpis może jeszcze komuś pomóc – udostępnij go znajomym.
A jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”

  • Magda Kordaczuk

    w takim razie bycie księdzem to też zawód. Można się go nauczyć. I do tego nieźle płacą.

    • Yam Agax

      Oczywiście że można się nauczyć. Tylko bycie księdzem łączy się z podjęciem ważnych osobistych decyzji, ma wpływ na całe twoje życie rodzinne, musisz chyba czuć coś wyjątkowego aby zdecydować się poświęcić życie Bogu. A nauczyciel uczy, jego wybór drogi zawodowej w niczym go nie ogranicza. Uważam, że to zawód którego można się nauczyć, jak się to lubi wychodzi lepiej ale tak jest z każdą profesją.

    • Tak jak pisze Yam Agax – bycie księdzem wiąże się z poważnymi decyjzami w sferze życia osobistego. No chyba, że mówimy o innych kościołach. Ale nawet wtedy – wchodzimy tam na kwestie wiary, poświęcenia i tym podobnych zagadnień. Tego w przypadku bycia nauczycielem nie ma – żeby być nauczycielem możesz wierzyć w co chcesz, a w normalnym kraju nie musisz też się zbyt poświęcać – po prostu dostajesz dobre wynagrodzenia, za dobrze wykonaną pracę. Pozdrawiam.