Szkoła łamie Konstytucję?

Wszyscy wiemy czym jest szkoła. Myślę, że śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, że każdy z nas do niej chodził. Zapoznaliśmy się z jej zasadami. Przyzwyczailiśmy się. Przetrwaliśmy. Lepiej lub gorzej, ale przetrwaliśmy. Wyjścia nie było. Przechodząc przez jej sale i korytarze przyjęliśmy za niepodważalne prawa, którymi się rządzi. I chociaż nie jedna osoba walczyła z tymi zasadami, większość szybko przyjęła do wiadomości, że innej drogi nie ma. Szkoła jest jaka jest. Tak być musi. Nic się z tym nie da zrobić. Co więcej – wielu z nas uwierzyło, że to dla naszego dobra. Dzieci same z siebie niczego się przecież nie nauczą. Tylko szkoła może nam dać to, czego naprawdę potrzebujemy. Tylko szkoła może przygotować do życia. Sami z siebie wszystko byśmy zmarnowali. Słowacki wielkim poetą był. A szkoła jest dobra. Musi być dobra, bo nawet jeśli nie jest, no to cóż – tak już musi być.

Wiele osób w to wierzy. Większość głównie dlatego, że tak już jest. My chodziliśmy do szkoły i daliśmy radę. Nasze dzieci i wnuki będą chodzić do szkoły i też sobie dadzą radę. Nie mają wyjścia. Po co się nad tym zastanawiać. Szkoła była, jest i będzie. Można co najwyżej pomyśleć nad tym jak zaprojektować nowe kolorowe pomoce, nowe sposoby manipulacji oparte na najnowszych wynikach badań, nowe sposoby motywowania…

Ale czasami wystarczy jeden mały impuls, jedno małe „ale co jeśli…”, jedna wątpliwość i rusza lawina pytań… O sens szkoły. O to, czego powinna uczyć. O to, czego uczy naprawdę. O to, czy bez niej społeczeństwo popadłoby w ruinę. O to, czy dzieci to już ludzie…

Jeśli nie boicie się takiej lawiny pytań, jeśli chcecie spojrzeć na szkołę z całkiem innej perspektywy. Jeśli wierzycie w to, że człowiek jest człowiekiem od momentu, kiedy się urodzi (a może nawet wcześniej). Jeśli wierzycie, że przysługują mu takie same prawa niezależnie od tego czy ma lat 5, 15 czy 25, to szczerze polecam książkę „Postpedagogika” Hubertusa von Schoenebecka od wydawnictwa Impuls. I chociaż wiele poglądów tego pana na pierwszy rzut oka może się wydawać bardzo ekstremalnymi, to jednak po przeczytaniu tej książki już nigdy nie będziecie patrzyć na szkołę tak, jak patrzyliście wcześniej.

Przykład? Proszę bardzo. Według Schoenebecka już na poziomie swoich podstaw szkoła jest sprzeczna z prawem. W „Postpedagogice” co prawda jest mowa o innej ustawie zasadniczej, ale większość założeń jest podobna, więc ja tu się oprę o naszą Konstytucję.

Art. 30. Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.

Co w takim razie z dziećmi, które w szkole nie mają prawa robić inaczej niż nakaże im nauczyciel? Ile godności osobistej jest w proszeniu o to, żeby można było wyjść do łazienki? Ile godności osobistej jest w staniu pod tablicą i słuchaniu od naczyciela (w najlepszym wypadku) o tym, czego się nie umie i nie potrafi? Ale przede wszystkim ile jest godności osobistej w tym, że człowiek musi myśleć o tym, o czym mówi nauczyciel, robić to, co mówi nauczyciel, uczyć się tego, co wyznaczył mu jakiś abstrakcyjny program?

Art. 54. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.

Każdemu? Ciekawa jestem ile dzieci, które w szkołach próbowały egzekwować swoje prawo do wolności wyrażania poglądów, wróciło do domu z uwagą w zeszycie? Ile usłyszało „Uważaj no Kowalski, nie bądź taki mądry bo…”? „Siedź cicho, nikt cię nie pytał o zdanie” Ile zostało wyśmianych przez nauczyciela? Ilu grożono różnymi konsekwencjami. Ilu po prostu w mniej lub bardziej nieprzyjemny sposób zamknięto usta? I to często w dobrej wierze. Bo przecież nauczyciel nie może pozwolić uczniom na gadanie, bo nie zdąży z programem. Postpedagogika twierdzi, że nie da się połączyć obowiązkowego programu nauczania z wolnością. Po prostu nie ma takiej opcji.

Art. 41. Każdemu zapewnia się nietykalność osobistą i wolność osobistą.

„Okazuje się jednak, że nie ma takiego dnia, w którym nie mielibyśmy do czynienia z łamaniem tego prawa, które dla młodych ludzi jest czymś podstawowym, czymś co potwierdza ich tożsamość, ponieważ przez długi czas pozostają oni blisko swojej cielesności. Uczucie ekstradycji, bezbronności i bycia przedmiotem narasta jak nowotwór w osobowości dziecka.” Bo chociaż kary cielesne są już raczej rzadkością w szkole, to jakim prawem ktoś inny może decydować za mnie kiedy mam siedzieć, kiedy stać, kiedy grać na flecie, a kiedy robić fikołki. Czy to nie jest naruszenie nietykalności?

A konieczność przebywania w szkole? „Przymus nauki oznacza także przymus pobytu i prowadzi do pozbawienia wolności przez przebywanie w tymczasowym więzieniu – szkole. Dzieci są przymuszane przez własnych rodziców do uczenia się w szkole, a ich nieobecność jest w razie konieczności likwidowana za pomocą policyjnych środków nacisku.” Czy to nie pozostaje w wyraźniej sprzeczności z prawem do wolności?

Podsumowanie

Oczywiście gdyby to była moja własna decyzja, że ja się chcę tego wszystkiego nauczyć, gdybyśmy mieli prawdziwą obustronną umowę, która mówi „Ja – nauczyciel mogę ciebie uczniu nauczyć tego i tego, ale tylko pod warunkiem, że będziesz robił to, co ci powiem. Ja – uczeń, chcę się nauczyć tego co mi oferujesz, więc będę robił to co mi powiesz, ale mogę w każdej chwili stwierdzić, że nie chcę się tego uczyć i zakończymy naszą współpracę” wtedy sprawa wyglądałaby inaczej. Ale w obecnych warunkach, żaden uczeń nie ma prawa nie chcieć się uczyć, nie ma prawa nie chcieć robić tego, co każe nauczyciel.

I ja wiem, że wiele osób zaraz powie – ale w pracy też szef mi każe coś robić i też muszę, niezależnie od tego, czy chcę czy nie. Trochę prawdy w tym jest. Ale do pracy zawsze możesz nie przyjść, możesz ją zmienić, możesz iść na bezrobocie… Możesz. Masz taką możliwość. A uczeń? Uczeń w szkole być musi. Sam też nie może szkoły zmienić. A nawet jeśli zmieni – nie oszukujmy się – większość szkół ma podobną politykę.

Niezależnie od tego jak ładnie pokolorowane są sale, jak ciekawe są pomoce naukowe i jak bardzo nauczyciele starają się przekonać uczniów, że motywacja do nauki powinna być wewnętrzna, to i tak cała szkoła oparta jest na przymusie. Warto o tym pamiętać, kiedy po raz kolejny chcemy oskarżać młodych ludzi o to, że im się nie chce, że się nie starają, że są niegrzeczni… Bo najczęściej to nie niechęć do nauki powoduje te wszystkie „nieakceptowalne” w szkole zachowania. Często są to po prostu próby odzyskania wolności i praw, które przecież powinny przysługiwać każdemu, niezależnie od jego wieku.

Uważacie, że może istnieć obowiązkowa szkoła, która nie łamie praw obywateli? A może Waszym zdaniem dzieciom nie można dawać takich praw? Chętnie dowiem się co myślicie.

I jeszcze raz polecam „Postpedagogikę.” Miesza w głowie, ale naprawdę pozwala spojrzeć na szkołę z całkiem innej perspektywy.

 

Jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś ze swoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką„Od czego zacząć czytanie bloga?”