„Zanim będziemy mogli wykonać zadanie w rzeczywistości, musimy być w stanie wykonać je w naszej głowie. Nie chodzi mi o to, by po prostu pomyśleć: ‚mogę to zrobić’. Chodzi o to, by wyobrazić sobie samą czynność i towarzyszące jej wrażenia zmysłowe. Jeśli nie będziemy w stanie wyobrazić sobie nas samych podczas wykonywania tego zadania, poczuć, jak czułoby się nasze ciało, nie będziemy w stanie tego zrobić.”
Zamiast edukacji
Świadomość własnego ciała to teraz, mam wrażenie, bardzo modny temat. Joga, medytacja, uważność… To są to rzeczy, do których ucieka współczesny człowiek, żeby odpocząć, zrelaksować się, ale też „połączyć się” ze swoim ciałem, odkryć to, jak działa na nowo, a czasem po raz pierwszy. Raptem okazuje się, że ta świadomość niesłychanie pomaga we wszystkich aspektach życia. Łatwiej się zrelaksować, łatwiej znaleźć energię do czekających nas wyzwań, ale łatwiej też, jak twierdzi Holt (w swojej książce – „Zamiast edukacji. Warunki do uczenia się przez działanie”) , a ja się z nim chyba zgadzam, się uczyć.
Książka „Zamiast edukacji” choć w niektórych aspektach nieco nieaktualna (w końcu powstała jeszcze przed erą całkowitej komputeryzacji), w większości daje bardzo prawdziwy obraz tego, jak wygląda nauka. Ale nie ta szkolna, kiedy sadzamy 25 osób w tym samym wieku w jednej klasie, robimy im wykład i oczekujemy, że wszystko zapamiętają, a na koniec jeszcze, żeby się upewnić, zrobimy im mały teścik. Nie. Opisana przeze mnie edukacja, to jest to, co Holt chciałby zlikwidować, na rzecz właśnie „uczenia się przez działanie”. I książka ta pokazuje naprawdę wiele możliwości, żeby to zrobić. Obecnie ze względu na szeroki dostęp do internetu, takich możliwości jest zapewne jeszcze więcej (ot choćby strony takie jak Skillshare czy Khan Academy).
Świadomość własnego ciała
Ale chociaż nauka może odbywać się przed ekranem komputera i w bezruchu, to jednak wiele jest rzeczy, których nie da się nauczyć czysto teoretycznie. Wiele umiejętności, takich jak choćby gra na instrumentach, malowanie obrazów, taniec czy sport, wymaga od nas zastosowania teorii w ruchu. A często nawet ruchu, bez teorii. Ktoś mi powie, że wymienione przeze mnie umiejętności, to co najwyżej hobby i nie ma co sobie nimi głowy zawracać. Być może – ale są dowody na to, że po pierwsze posiadanie hobby zbawiennie wpływa na mózg i pozwala mu się rozwijać lepiej niż wkuwanie na pamięć wzorów. Po drugie – wielu ludzi na podstawie swojego hobby znalazło też zawód – aktorzy, tancerze, graficy, sportowcy, trenerzy… Lista byłaby bardzo długa… Aż w końcu po trzecie – jest naprawdę wiele zawodów, które wymagają umiejętności motorycznych. Piekarz, kucharz, kurier, fryzjerka, chirurg, krawiec, elektryk, mechanik, operator koparki… ale tak naprawdę też każda osoba, która w swojej pracy musi wychodzić i rozmawiać z ludźmi – każdy polityk, przedstawiciel handlowy, coach, psycholog… wszyscy wiedzą, że to jak się poruszasz, jakie gesty wykonujesz, cały ten sygnał niewerbalny, ma ogromne znaczenie dla tego, jak jesteśmy postrzegani przez innych.
Jak się tego nauczyć?
W dużym skrócie – ruszając się. Wiedzą to nawet najmniejsze dzieci. I jeśli pozwolić im na swobodne poruszanie się na ich własnych zasadach świadomość własnego ciała byłaby dla większości dorosłych czymś naturalnym i oczywistym. Biegając skacząc, ciągając, machając nogami i rękami, odbijając się od ścian, spadając, wyginając się w przeróżnych kierunkach mózg bardzo szybko uczy się prawidłowo odczytywać to, w jakim miejscu i jakiej pozycji znajduje się ciało. A wtedy komunikacja między tymi dwoma jakże ważnymi elementami nas samych przebiega bezproblemowo. Mózg myśli „prawa ręka do góry 10 cm, to przytrzymuję tu, lewą ręką, przekręcam, obrót na prawej nodze, podskok na lewej…” a ciało dokładnie powtarza, to co mózg sobie zaplanował. Przy bardziej skomplikowanych sekwencjach, ciało może potrzebować trochę czasu, żeby przyzwyczaić mięśnie i ścięgna do nowego wysiłku, ale dzieje się to i tak znacznie szybciej i płynniej niż u osoby, której świadomości ciała brak. Mieliście kiedyś taką sytuację, że musieliście powtórzyć po kimś jakiś ruch i nawet się staraliście, no ale kurcze, pomimo tego, że ruch wydawał się prosty, nie byliście w stanie go odtworzyć? Powtarzając go nie mieliście zielonego pojęcia czy robicie dobrze czy źle… Czy noga jest wystarczająco podniesiona, czy może bardziej do przodu, do boku… do tyłu… Nie byliście w stanie sami ocenić, czy to co robicie choć trochę przypomina, ruch który mieliście odtworzyć? Dlaczego tak jest? Najczęściej dlatego, że mózg po prostu nie jest w stanie odpowiednio odczytać sygnałów, które wysyła mu ciało, a ciało – no cóż – ciało nie wie co się dzieje, reaguje tylko na nieudolne próby określenia odpowiedniej pozycji przez mózg.
Wina edukacji
I naprawdę to nie jest tak, że rodzimy się niezdarami. Większość ludzi jest w stanie bez problemu skoordynować działania swojego ciała. Tylko niestety – jeśli od najmłodszych lat, zmuszamy dzieci do siedzenia – sadzając przed telewizorami i tabletami, jeśli upieramy się, że najważniejsze jest to, żeby już przedszkolaki siadały nad kartami pracy i uczyły się pisania i czytania literek, jeśli w szkole dzieci muszą przez większość czasu siedzieć w ławkach i to na sztywno, bez bujania i machania nogami, to czy może nas dziwić to, że później dzieci i dorośli nie chcą się ruszać i mają problemy z koordynacją? Jeśli się czegoś nie używa, to to po prostu zanika. Mózg nie magazynuje wszystkiego w nieskończoność. To dla naszego dobra. W ten sposób może pracować szybciej i sprawniej w tych aspektach, w których go używamy na co dzień.
I oczywiście – dzieci (przynajmniej niektóre) teraz szybciej uczą się czytać, szybciej uczą się pisać, rozwiązywać zadania, posługiwać się tabletem czy komputerem. To są bezsprzecznie istotne umiejętności. Tylko nie dziwią też słowa pana dyrektora na spotkaniu organizacyjnym dla uczniów klasy pierwszej (parafrazując, bo dokładnie nie pamiętam): „Niepokoi mnie to, że dzieci które przychodzą do nas do szkoły od jakiegoś czasu nie potrafią same wiązać butów, pakować plecaków, że są po prostu niezdarne. Zostały jeszcze dwa miesiące wakacji – drodzy rodzice, dajcie się dzieciom po prostu pobawić i wyszaleć na placach zabaw.”
Dorośli – dajcie się dzieciom ruszać
I ja mam podobny apel. Dorośli – dajcie się dzieciom ruszać. Niech biegają, krzyczą, skaczą, przewracają się, niech turlają się po podłodze, niech machają nogami i rękami, niech siedzą na krześle jak chcą, niech pomagają w pracach domowych na tyle, na ile dają radę, niech leżą i nie robią nic, jeśli mają taką potrzebę. Niech poznają siebie i swoje ciała, a nie tylko literki, cyferki, angielski i szachy. Jeśli poznają swoje ciało i nauczą się nim posługiwać, nauczą się też wszystkiego innego, co będzie im potrzebne. Dzieci, które uczą się czytać i pisać w wieku lat 8, 9 czy nawet 10 lat później wcale nie czytają gorzej niż te, które nauczyły się tego jako czterolatki. Jeśli pięciolatek nie ogarnia dodawania i odejmowania, to wcale nie znaczy, że nie zrozumie tego w wieku lat 7. Ale jeśli zabierzemy dzieciom możliwość ruchu i nauki świadomości własnego ciała przez działanie, z dużym prawdopodobieństwem będziemy je później prowadzać na różnego rodzaju rehabilitacje i na zajęcia z integracji sensorycznej. Które oczywiście są obecnie bardzo potrzebne, ale których naprawdę w wielu wypadkach udałoby się uniknąć, gdyby tylko dzieci miały szansę przez większość czasu być po prostu sobą.
A na koniec jeszcze raz polecam książke – „Zamiast edukacji. Warunki do uczenia się przez działanie.” W wielu aspektach pan Holt naprawdę otwiera oczy.
Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.
Jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.
A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”