Angielski dla maluchów – nazwy zwierząt

Chciałam się z Wami podzielić kilkoma pomysłami na domową naukę języków obcych dla maluchów. Mam nadzieję, że Wam się spodobają. I Waszym maluchom oczywiście też, bo przecież wiadomo, że dzieci najlepiej uczą się przez zabawę. I to ciekawa zabawa, sama w sobie, powinna być celem takiej nauki. To znaczy naszym celem powinno być znalezienie ciekawej zabawy, która tylko wykorzystuje język jako narzędzie. A nie odwrotnie. Czyli nie szukamy na siłę zabawy, której celem jest nauka. Nie wiem czy wyrażam się jasno, więcej o tym pisałam już wcześniej, więc już nie będę się chyba powtarzać – zamiast tego podam linka.

A teraz do konkretów, kilka pomysłów na to jak nauczyć dzieci nazw zwierząt. Są to zabawy, które sprawdzą się jeśli dziecko już dobrze posługuje się językiem ojczystym. Powiedzmy tak średnio od trzylatka wzwyż. Z zabaw tych korzystałam też w klasach 1-3 szkoły podstawowej, więc i trochę starsze dzieci dają się w to wkręcić.

Najpierw oczywiście musimy wybrać kilka (5-6 powinno wystarczyć na raz) zwierząt, których nazwy podajemy dzieciom. Najlepiej, żeby nazwa połączona była z obrazkiem, więc albo rysujemy zwierzaki, albo pokazujemy zdjęcia w książce, można też wydrukować jakieś obrazki z internetu. Dobrze jeśli te obrazki będą widoczne przez cały czas trwania zabawy. Przynajmniej na początku, w momencie wprowadzania nowych słówek.

Jak już pokażemy zdjęcia, powtórzymy nazwy, prosimy dzieci, żeby powtórzyły kilka razy. Jeśli mamy oddzielne kartki z obrazkiem każdego zwierzaka, można położyć je obrazkiem do dołu i poprosić dzieci, żeby zgadywały co gdzie jest – np. Where is a cat? Dziecko wtedy odkrywa karty dopóki nie znajdzie odpowiedniego obrazka. Źle odgadnięte odkłada z powrotem obrazkiem do dołu. (Dzieci zazwyczaj lubią zgadywać i samo szukanie staje się zabawą, nie skupiają się na zapamiętywaniu nazwy, tylko na znalezieniu odpowiedniego obrazka, i w ten właśnie sposób zapamiętują i chcą się bawić po raz kolejny i kolejny i kolejny – nie kojarzą tego z nauką.)
Jak już zapoznamy dzieci z nazwami zwierząt przechodzimy do utrwalania zdobytego materiału. Oto kilka pomysłów:
1) Rysowanie na plecach – prosta i bardzo wciągająca zabawa. Najpierw rodzic rysuje dziecku zwierzątko palcem na plecach, a dziecko ma zgadnąć co to jest. (Widoczne obrazki są tu pomocne, bo dziecko wie, czego może się spodziewać i łatwiej mu zgadnąć. Dorosłemu może czasem wydawać się to zbytnim uproszczeniem, może on uważać, że przez to zabawa jest nudna – bo nie ma za bardzo efektu zaskoczenia. Ale dla większości dzieci jest to odpowiedni stopień trudności. Jeśli nie wiedzą z czego mogą wybierać, trudno im zgadnąć i często się po prostu poddają.) Potem odwrotnie – dziecko rysuje – rodzić zgaduje. Można się bawić dopóki starczy chęci i sił.
2) Walk like… – proponujemy dziecku zabawę w zwierzaki. Mówimy „Let’s walk like a (lion)!” I poruszamy się udając lwa. Potem zmieniamy zwierzę i zmieniamy itd. (Jeśli Wasze dzieci lubią naśladować zwierzęta, a większość lubi – na pewno spodoba im się ta zabawa.) Możecie od czasu do czasu przypomnieć nazwę zwierzątka mówiąc np. „I’m a lion. ROAR” przy okazji wprowadzając dźwięki jakie wydają zwierzęta, bo nie wszystkie zwierzęta wydają te same dźwięki po polsku i angielsku (np. pies po polsku robi „hau hau”, a po angielsku „bow bow”).
3) Wizyta w zoo (albo na wsi – zależnie od tego, jakie zwierzęta akurat przerabiamy) – zabieramy dziecko do naszego wymyślonego zoo, a tam udajemy jakiegoś zwierzaka, a zadaniem dziecka jest odgadnąć, co to za zwierzę. Możemy się zamienić rolami.

Pomyślałam sobie, że może to będzie pierwszy z cyklu wpisów poświęconych nauce języka angielskiego. Więc od tej pory, co dwa tygodnie, w środę, możecie oczekiwać wpisu językowego. Przynajmniej na razie.

  • I tak sobie teraz myślę: zanim zaczniesz uczyć dzieci – naucz się matka sama!
    Takie mam zaległości, że uuuuuuuu….

  • Świetny pomysł! U nas Młody ma fazę na gadające zabawki, dlatego jedna z nich została anglojęzyczna – mówi jedno zdanie po angielsku i od razu tłumaczy na polski. Nasze wyobrażone przygody stały się przez to jeszcze ciekawsze 😉

    • Miałam tagiego dinozaura, jak uczyłam w szkole. Znalazłam go jak jeszcze mieszkalismy w Irlandii i z jakiegoś powodu go tu przywiozłam. Czasem go przynosiłam na lekcję, opowiadałam jego wzruszającą historię, i dawałam mu szansę rozmowy z uczniami. Młodsze Klasy bardzo go lubiły. Ale też w gimnazjum pamiętam jak się dziwilam, bo miałam taką dość słabą klasę, takich łobuziaków raczej i nie bardzo chcieli współpracować. Ale jak mieli odpowiedzieć na pytania zadawane przez dinozaura, to się skupiali, i próbowali jak mogli :)

    • Coś jest z tymi wczesnymi nastolatkami, że nie otrzymują tyle uwagi, ile powinni. Na obozach czytaliśmy dzieciakom (od 4 klasy wzwyż) bajki, najbardziej zainteresowani byli 13-14 letni chłopcy. I to klasyką! Rodzice chyba uznają w tym czasie, że skoro dzieciaki są samodzielne, to nie muszą im poświęcać czasu. A tu takie podstawy – pluszaki, bajki… w gimnazjum :(

  • Fajnie :) Jestem nauczycielką angielskiego, pracowałam m.in. w przedszkolach i trochę za tym tęsknię. Ostatnio zamieściłam u siebie krótki post o „nauce” angielskiego najmłodszych maluszków, piszę o tym w jaki sposób „uczę” angielskiego moją 16-miesięczną córeczkę, prezentuję ukochane przez nią piosenki. http://uszywki-zuzinkowej-mamy.blogspot.com/2015/02/angielski-dla-maluchow-sposoby-na.html zapraszam i czekam na więcej wpisów, zwłaszcza w tym bliskim mi temacie :) Pozdrawiam!

    • Ola

      Na pewno zajrzę, a ja wpisy językowe publikuję co druga środa, więc też zapraszam, możemy się wymienić doświadczeniami:)