Moje dziecko denerwuje się przy rysowaniu

„Nie wychodzi mi, no cały czas mi nie wychodzi” – wkurza się mój dziewięciolatek, coraz mocniej trąc gumką kartkę, na której rysuje z uwagą już od dłuższego czasu. Wkurza się, bo jest nie tak jak trzeba. Nie chce słyszeć, że mi się podoba. Nie chce słyszeć, że może to tak zostawić. Nie chce słyszeć, że nie musi być idealnie. Że to tylko obrazek i nie ma o co się denerwować. Te odpowiedzi, go nie interesują. On chce wiedzieć, co ma zrobić, żeby postać, którą przerysowuje z mangi miała taką minę jak w komiksie.

Podpowiadam, co wiem. Janek próbuje kolejny raz, ściera, rysuje jeszcze raz… i jeszcze i jeszcze. Dopóki emocje na kartce i w komiksie będą się zgadzać.

IMG_20210211_145641935

Trudne relacje

Kosztuje go to dużo pracy i dużo nerwów, bo nie wybiera sobie do przerysowywania najprostszych ilustracji. Wybiera te, które z jakiegoś powodu go interesują, często te najbardziej skomplikowane.

Czasem rysowanie kończy się płaczem. Innym razem dumą z tego, co udało mu się zrobić. Czasem myślę sobie, że może by mu zasugerować, żeby wybrał jakiś łatwiejszy temat. Ale chciałabym, żeby rosło w nim przekonanie, że jeśli chce, to może. Nigdy też nie zmuszam go do rysowania. Nie krytykuję ani wybranych tematów, ani osiągniętych rezultatów. Ale też raczej nie chwalę i nie rozpływam się nad tym, co zrobił. Nie chcę, żeby rysował dla pochwał albo dla mnie. Jeśli chce rysować – niech rysuje, bo to dla niego z jakiegoś powodu ważne. A ewidentnie jest coś w rysowaniu, co go pociąga. I chociaż są okresy kiedy rysuje mało, albo wręcz wcale, są takie kiedy woli kolorowanki, albo w ogóle nie rusza kredek, to jednak jak do tej pory zawsze po takich okresach przychodziły okresy kolejnej fascynacji rysowaniem. Każdy kolejny okres jest trochę inny i w każdym, co innego jest dla Janka ważne. Obecnie najwyraźniej mamy okres dążenia do ideału.

(O tym, jak wyglądało to wcześniej i co właściwie robiłam, żeby moje dzieci polubiły rysowanie przeczytacie tutaj.)

Chcę pomóc

Mój wewnętrzny nauczyciel budowany przez lata nauki, a potem pracy w systemie edukacji, sugerował mi, że może powinnam zorganizować Jankowi jakieś zajęcia, które pomogą mu uzyskać ten upragniony ideał. Znaleźć nauczyciela, który nauczy go podstaw i pokaże potrzebną technikę. Już nawet zaczęłam wstępne poszukiwania. Janek nie był jednak zainteresowany. Był ze dwa razy na takich zajęciach, kiedy był młodszy i twierdzi jednoznacznie, że na razie woli sam rysować, to co sam chce i nie jest zainteresowany żadną zewnętrzną ingerencją. Być może ponalegałabym jeszcze trochę, jak to zatroskana mama. Mama, która chce, żeby jej dziecko osiągnęło sukces w dziedzinie, która go interesuje…

Odpowiednia książka w odpowiednim czasie

Na szczęście trafiłam na kolejną książkę Arno Sterna – „Szczęśliwy jak dziecko, które maluje.” (O poprzedniej pisałam tutaj.) To książka, która wprowadza czytelnika do pracowni Arno – do Malortu. Krok po kroku pokazuje jak dziecko zanurzone już w szkolnej nauce malowania, powoli odkrywa w sobie naturalną potrzebę odkrywania śladu. Arno Stern nazywa to formulacją – jest to termin, który sam stworzył na podstawie obserwacji setek dzieci i dorosłych, tak w swojej pracowni, jak i wśród plemion, których jeszcze w tamtym czasie nie dotknęła cywilizacja. (Jeśli chcecie więcej na temat formulacji, to odsyłam do poprzedniego wpisu).

Razem z tym, wymyślonym specjalnie na nasze potrzeby, dzieckiem pokonujemy niepewność zaszczepioną nam przez edukację artystyczną na lekcjach plastyki i poprzez samodzielne odkrywanie dla siebie formulacji dochodzimy do pewności siebie i zatracenia, które potrafi dać dziecku (i dorosłemu) zabawa na czystej kartce papieru. Widzimy jak zdobyte dzięki temu procesowi umiejętności mogą się przekładać na inne aspekty naszego życia. Widzimy po prostu jak szczęśliwe jest dziecko, które może rysować i które rysuje z wewnętrznej potrzeby dokładnie to, na co właśnie czuje potrzebę. A tą potrzebą na pewnym etapie rozwoju jest dokładne odwzorowanie. To do którego, z takim uporem dąży aktualnie moje dziecko.

_MG_1312 _MG_1313 _MG_1314

Poczekajmy

Ta książka pozwoliła mi ponownie uwierzyć w umiejętności mojego syna i w to, że on sam wie najlepiej, co jest teraz dla niego dobre. Na razie więc chyba zrezygnuję z poszukiwania nauczyciela rysunku. Wierzę, że jeśli Janek naprawdę będzie miał taką potrzebę, to sam mi o tym powie.

Pin it!

szczesliwy-jak-dziecko-ktore-maluje_pin

 

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

Jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”