5 sposobów, dzięki którym Twoje dziecko może polubić książki

Często słyszę pytanie o to, co ja takiego zrobiłam, że moje dziecko tyle czyta. Klusek (lat 8 ) bowiem należy do tych dzieci, które z książką mogą spędzić w ciszy ładnych kilka godzin, które zawsze cieszą się na wizytę w bibliotece i które znaczną część swoich własnych pieniędzy wydają właśnie na książki.

Już nie raz zastanawiałam się skąd wynika ta miłość. I szczerze powiedziawszy wydaje mi się, że tak po prostu już jest. Że Klusek urodził się z naturalnym zainteresowaniem słowom pisanym. Od malutkiego interesowały go książeczki, ba – pamiętam nawet jak koło roku siedział z całkiem dorosłą książką, w której były same drobniutkie litery i dokładnie ją studiował. Pamiętam jak w wieku 2 i pół lat siedział godzinę w bezruchu słuchając audiobooka „Dzieci z Bullerbyn.” W wieku 5-6 lat zaczął już sobie czytać krótkie fragmenty książek (najczęściej o zwierzętach), a od kiedy w wieku lat 7 przeczytał sam swoją pierwszą książkę w całości, leci jak burza.

Tak więc wydaje mi się, że jego miłość do książek po prostu zawsze gdzieś była. Ale też z drugiej strony wydaje mi się, że jest kilka rzeczy, które zrobiliśmy, dzięki którym ta miłość zamiast zginąć, rozkwitła.

1) Sami czytamy

U nas w domu książki były od zawsze, ba – można powiedzieć, że cierpimy na chroniczny niedobór półek. Kluski widziały więc nas pochłoniętych lekturą nie raz i nie dwa. Od zawsze jasne było dla nich, że książka jest czymś ciekawym, a nie karą czy przykrym obowiązkiem.

2) Czytamy dzieciom

Odkąd są w stanie wysiedzieć, żeby posłuchać książeczki, czytamy im. Oczywiście nic na siłę. O tym, jak nie zmuszać dzieci do czytania pisałam tutaj

3) Dobra historia jest ważniejsza od samodzielnego czytania

Dla mnie zawsze było jasne, że w czytaniu książek chodzi o ciekawą historię, o wejście w jakiś inny świat lub o zdobycie konkretnej wiedzy (książki niefabularne). Dlatego dziwnym wydaje mi się podejście, że dzieci w szkole muszą same fizycznie przeczytać daną lekturę. I to dziwne z co najmniej dwóch powodów – po pierwsze zawsze wydawało mi się, że lektura w szkole ma być punktem wyjścia do rozmowy: o wydarzeniach, które opisuje, o postawach moralnych bohaterów, później też o historii literatury. Ale czy do tego naprawdę potrzeba siedzenia nad książką i samodzielnego czytania? Czy równie dobrze nie może tego przeczytać mama, lub czy nie można posłuchać audiobooka? A po drugie – wiele, o ile nie większość dzieci przechodzi w swojej nauce czytania przez taki okres, kiedy historia, która by ich zainteresowała jest za trudna, żeby mogli ją samodzielnie przeczytać (pisała o tym w którejś książce Agnieszka Stein). Umiejętności czytania pozwalają im jedynie na przeczytanie krótkiej i prostej historii, na którą najczęściej są już zbyt „duzi” emocjonalnie. Mamy więc do wyboru – albo zmuszać ich do czytania prostych historii samodzielnie i zniechęcać tym samym do książek – no bo jeśli każda kolejna książka, którą dziecko przeczyta jest nieciekawa, to po co sięgać po kolejną? Albo kazać czytać samodzielnie książki, których po prostu nie zrozumieją, bo będzie tam za dużo trudnych słów, zbyt skomplikowane zdania i po prostu – wszystkiego za dużo. Również ten sposób raczej zniechęci dzieci do czytania.

Dlatego ja nie widzę nic złego w audiobookach, nie widzę nic złego w tym, że czytam dzieciom lektury (Klusek), których nie chcą czytać same. Jeśli dziecko uwierzy, że książki są fajne i ciekawe, samo prędzej czy później zacznie czytać i samo będzie się domagać, żeby je nauczyć.

4) Samodzielny wybór treści

To nic, że jak byłam w wieku Kluska, to zachwycałam się „Dziećmi z Bullerbyn”. To naprawdę wcale nie znaczy, że on też musi. On „Dziećmi z Bullerbyn” zachwycał się w wieku czterech lat. I wtedy to była książka, która go interesowała. Teraz woli co innego. Teraz woli serię „Z pamiętnika 8-bitowego wojownika”. Nie jakaś tam historia dzieci ze wsi. Tylko historia dzieci z gry. Nie ganianie za owieczkami, a ganianie za zombie i to z mieczem zamiast butelki. Czy mi się podobają takie treści? Oczywiście, że nie do końca. W tej serii wiele jest rzeczy, przed którymi chciałabym ustrzec własne dziecko – i to zarówno w kwestii językowej (pewna doza wulgaryzmów, co prawda nie przekleństw jako takich, ale jednak wyrażeń, których ja staram się unikać szczególnie w opisywaniu innych ludzi) jak i samych wartości (sama podstawa, w której od wojskowego wyszkolenia dwunastolatków zależy ocalenie wioski, ale też nacisk na to, że ciągle trzeba pokazywać, że się jest lepszym od innych). Jednak dla Kluska jest to lektura niezwykle wciągająca i sądząc po tym, że choć nasza biblioteka ma kilka tomów tej historii, to najczęściej kiedy akurat przychodzimy wszystkie są wypożyczone, wielu innych młodych fanów Minecraft uważa podobnie. I co? Mam powiedzieć – nie czytaj tego, bo mi się to nie podoba? Nie mogę zrobić tego z czystym sercem, bo wierzę w to, że żeby lubić czytać, trzeba czytać to, co sprawia nam przyjemność, a zabranianie to dla mnie naprawdę ostateczność. Skoro tak go to fascynuje – niech czyta. Ja tylko od czasu do czasu staram się z nim rozmawiać o tych rzeczach i wartościach, co do których mam wątpliwości. I te rozmowy są w sumie zawsze bardzo ciekawe i pouczające również dla mnie. Jeśli więc macie w domu fanów minecrafta, których chcecie zachęcić do czytania, to może ta seria jest akurat dla Was.

IMG_9837 IMG_9838 IMG_9839 IMG_9840

5) Ograniczenia mediów

Tu mam pewne wątpliwości, o czym już kilka razy chyba nawet pisałam. Z jednej strony bardzo nie lubię zakazów i zdaję sobie sprawę z tego, że najczęściej mają skutki odwrotne do zamierzonych. Z drugiej jednak wiem jak gry i bajki potrafią być wciągające i bez ograniczeń jak potrafią pochłaniać czas. I naprawdę bardziej chyba chodzi mi o ten czas, niż o to, że telewizja i gry są takie straszne. Chciałabym po prostu, żeby moje dzieci miały czas na różne doświadczenia. Więc na chwilę obecną u nas w domu ograniczamy zarówno czas na gry jak i na telewizję. Dlaczego mówię o tym w odniesieniu do czytania? Bo wydaje mi się, że to, że Klusek nie może spędzić całego dnia patrząc się w ekran jest też jedną z przyczyn, dla których tyle czasu spędza z audiobookami i na czytaniu książek. Chociaż teraz już potrafi sam zdecydować, że woli książkę niż grę, to jednak zastanawiam się czasem, czy gdyby mógł spędzać całe dnie na rozrywce przed komputerem, to czy ostatecznie sięgnął by po te książki, które jednak są rozrywką wymagającą większej uwagi. Być może tak, być może nie. Tego nie wiem, ale poddaje ten punkt pod Waszą ocenę. Szczególnie, że nie raz i nie dwa słyszałam o sytuacjach, kiedy to dzieci w szkołach demokratycznych i nie tylko właśnie na grach komputerowych uczyły się czytać. Nie wiem tylko na ile taka nauka prowadziła później do miłości do książek, a na ile była dla nich po prostu umiejętnością, która pozwalała funkcjonować w codziennym życiu – co też jest oczywiście niezmiernie istotne.

A czy Wasze dzieci lubią czytać?

Pamiętajcie, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Wam się podoba i uważacie że może się przydać komuś z Waszych znajomych – udostępnijcie go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteście na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”