I kolejny raz udało mi się połączyć Małego Przyrodnika z Przygodą z książką. Nie żeby specjalnie, ale jakoś tak mi wyszło.
Proponuję Wam małe wyzwanie. Ponieważ Klusek ostatnio dość uważnie przypatruje się wszelkim owadom i dopytuje: „a co to? a po co? a gdzie to idzie?” postanowiłam wypożyczyć z biblioteki atlas owadów. Bo moja wiedza raczej taka mizerna w tej kwestii jest. Z resztą z powodów, o których już kiedyś pisałam (Grzybobranie, czyli kilka słów o fobiach). Ale tak nawiasem mówiąc, chyba jest już lepiej. Wczoraj nawet wynosiłam jakiegoś żuczka (najprawdopodobniej był to drogoń, ale pewności nie mamy) z domu. Zamiast tradycyjnie i w panice go zadeptać.
Atlas owadów to bardzo ciekawa pozycja. Ale nie oszukujmy się, niewiele trzylatków będzie czytać z zapartym tchem suchych opisów kolejnych żuczków. Ja proponuję inną zabawę. Noście ze sobą atlas przez cały tydzień. I za każdym razem, kiedy znajdziecie owada, spróbujcie go odnaleźć w atlasie. Może się okazać, że nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile wokół nas jest owadów.
Poza zaznajomieniem się z naszą rodzinną fauną, taka zabawa uczy spostrzegawczości, bo te owady czasami różnią się naprawdę malutkimi szczegółami. No i atlas, który wybierzecie, musi mieć dobre ilustracje. Ten, który my wypożyczyliśmy ma dość duże zdjęcia. No ale mogłoby ich być więcej, bo czasami po jednym zdjęciu, trudno jest zdecydować.
A może macie jakiś sprawdzony atlas, który możecie polecić?
Więcej wpisów na temat książek znajdziecie tutaj:
A więcej wpisów o przyrodzie – tutaj: