Jak wychować nazistę

Tą książkę przeczytałam bardzo szybko, długo jednak nie wiedziałam, jak o niej opowiedzieć. Wszystko co mi przychodziło do głowy było jakby zbyt oczywiste lub zbyt… podniosłe. Ostatecznie zdecydowałam się więc na tradycyjną formę recenzji.

Tytuł: Jak wychować nazistę. Reportaż z fanatycznej edukacji.

_MG_3330

_MG_3331

Autor: Gregor Ziemer

Wydawnictwo: Znak

Dla kogo: Moim zdaniem – w pierwszej kolejności dla wszystkich rodziców, którzy mają dzieci w szkole lub planują je tam wysłać. Potem – dla fanów historii i tych zainteresowanych II Wojną Światową. W dalszej kolejności – dla wszystkich innych, z zaznaczeniem, że jest to książka raczej dla starszej młodzieży i dorosłych.

O czym: Autor przedstawia sam siebie jako dyrektora amerykańskiej szkoły w Berlinie w latach 30-tych. Obserwując zmiany zachodzące w Niemczech zaczyna się interesować tym, jak działa faszystowski system edukacji i udaje mu się załatwić pozwolenie od ministra, by zapoznać się z tym procesem bliżej wizytując szkoły i inne miejsca, w których, zdaniem Partii, zachodzi proces kształtowania nowego pokolenia. Razem z nim mamy więc szansę przyjrzeć się szkołom dla dziewcząt, szkołom dla chłopców, organizacjom młodzieżowym dla jednych i drugich, a nawet domom samotnych matek, szpitalom psychiatrycznym dla dzieci czy sali zabiegowej, w której sterylizuje się kobiety, które zdaniem sądu nie nadają się na matki przyszłych obywateli Rzeszy.

Pan Ziemer swoje obserwacje przeplata często własnymi wnioskami oraz tekstami piosenek, śpiewanych przez młodzież, dzieci czy kobiety ciężarne. Zarówno wnioski jak i piosenki mogą wzbudzić w czytelniku bardzo niemiłe emocje.

Plusy: Niezaprzeczalnie temat, który jest dla mnie naprawdę fascynujący. Zarówno ze względów historycznych (po przeczytaniu książki mam wrażenie, że znacznie lepiej rozumiem, to co wydarzyło się w 1939 roku) jak i pedagogicznych. Mam wrażenie, że idealnie został wybrany też moment, na publikację tej książki – moment, w którym nasz własny Minister Edukacji próbuje sprawić by szkoły uczyły jedynej słusznej wizji społeczeństwa. Na razie jednak jego rozmach jest znacznie mniejszy niż działania Fuhrera i miejmy nadzieję, że tak zostanie. Nie zmienia to jednak faktu, że warto by rodzice wysyłający dzieci do szkół zdawali sobie sprawę jak wiele można zrobić odpowiednim doborem nauczycieli oraz zmianami w podstawie programowej. I muszę przyznać, że to jest naprawdę straszne i mi osobiście uświadomiło jak dużą rolę powinniśmy w edukacji naszych dzieci położyć na samodzielne myślenie i wyciąganie wniosków. Bo wpajanie dzieciom ideologii – niezależnie od tego, czy będzie to ideologia faszystowska czy chrześcijańska – może doprowadzić do radykalizmu, który jak już nie raz dowiodła historia – bardzo często jest tragiczny w skutkach.

Plus za to, że autor poza samymi obserwacjami szkół pisze też sporo ogólnie o tym, jak wyglądała edukacja, jak działały kolejne organizacje młodzieżowe (a było ich kilka, o czym ja tak naprawdę nie miałam nigdy pojęcia), sporo pisze o programie, ale też o tym, jaki wpływ miało to wszystko na życie poszczególnych osób.

O rodzicach zmuszanych do wstąpienia do Partii, bo ich dziecko nie będzie mogło się dostać do organizacji młodzieżowej, a to przecież zabiera mu wszystkie możliwości rozwoju.

O nastolatkach, które z dumą rodziły dzieci dla Hitlera, po to tylko, by jako żołnierze mogli oddać za niego życie.

O dziewczynach panicznie obawiających się niepłodności.

O dziecku, które zachorowało na zapalenie płuc i nie chciało się leczyć, bo wolało umrzeć za Hitlera.

O dziewczynkach, które do Hitlera się modliły.

O dzieciach niepełnosprawnych, które chciały oddać życie za Hitlera i szły na śmierć, by nie być ciężarem dla swojej rasy.

O matkach, które jeśli urodziły czwórkę dzieci w ciągu czterech lat, nie musiały oddawać państwu pieniędzy pożyczonych na ślub.

O nauczycielach, którzy pełni zapału wkładali dzieciom do głowy, że wszystkie inne narody są złe i słabe, że Żydzi, Francuzi, Anglicy, Amerykanie są odpowiedzialni, za biedę w ich wspaniałym kraju.

O lekarzach dumnych z tego, że mogą pomóc krajowi sterylizując osoby, które mogą urodzić chore i słabe jednostki.

Ale najwięcej o chłopcach, których od najmłodszych lat uczono przedmiotów przydatnych żołnierzowi, takich jak geografia polityczna czy manewry wojskowe, ale przed wszystkim karności, posłuszeństwa i potrzeby oddania życia za Fuhrera.

Oraz o dziewczynach, którym od początku wtłaczano do głów, że ich najważniejszą rolą jest rodzić dzieci i wychowywać w duchu wyznaczonym przez Zbawcę Niemiec (dziewczynki do rodzenia, a chłopców do śmierci za Hitlera).

Minusy: Dla mnie osobiście momentami za dużo było suchych faktów, czy nazw kolejnych instytucji, chociaż zauważyłam to w dosłownie kilku miejscach. Nie do końca przemówiło też do mnie podniosłe zakończenie, aczkolwiek rozumiem, że miało ono przemawiać do kogoś innego.

Na koniec

Na koniec chciałam jeszcze tylko dodać, że zdziwiło mnie gdy znalazłam w faszystowskiej edukacji coś, co mi się spodobało. Po pierwsze wpajanie dumy z własnego ciała (chociaż niestety w tamtych warunkach dumnym można było być tylko z ciała, które mogło się rozmnażać), którą od najmłodszych lat tłamsi się u nas. A po drugie tego, że dziewczyny (bo to one miały być matkami i prowadzić domy według założeń Hitlera) uczono jak oszczędzać wszystkie zasoby, jak wykorzystywać wszystko, co się ma, jak nie wyrzucać… Oczywiście nie chciałabym, żeby u podstaw tej wiedzy leżało przekonanie, że robimy to dla chwały naszego kraju i by w przyszłości umożliwić mu podbój reszty świata, ale wydaje mi się, że przedmiot taki jak „less waste” mógłby przynieść i nam sporo pożytku.