Trudny moment to kolejny temat styczniowego wyzwania Uli.
Jak naprawdę wygląda dzień matki
A więc oto moje trudne momenty:
1) Pobudka – a w zasadzie pobudki, bo Micha budzi się średnio co godzinę. A teraz nawet częściej, bo idą mu trzy zęby. Ale najgorsza jest ta poranna, bo wtedy już na pewno wiem, że muszę wstać.
2) Czas między wstaniem, a wypiciem pierwszej kawy – jest to trudny moment, który często się przedłuża, bo a to „zrób mi śniadanie”, a to zmień pieluchę, a to daj pić, a to zapal światło, a to to, a to tamto…
3) Sprzątanie po jedzeniu – bo przecież Klusek albo chce jeść sam, co zazwyczaj znaczy, że trzeba potem wyciągać odkurzacza, albo nie chce jeść sam, co znaczy, że muszę tam siedzieć i go karmić. A Micha pcha się oczywiście do nas, bo wiadomo, że śniadanie najlepiej smakuje z talerza Kluska, albo z podłogi.
4) Próba wyjścia na spacer – z jakichś powodów ganianie za Michą i słuchanie Kluskowego „nie da się!” w kurtce, czapce i szaliku, nie sprawia mi przyjemności.
5) Powrót ze spaceru – bo Kluska bolą nogi i jest głodny i chce siku i kupę i założyć rękawiczki i zdjąć rękawiczki i zwolnić i przyśpieszyć, najlepiej jednocześnie. A Micha śpiewa już sobie kołysankę, więc mama się śpieszy, żeby dojść do domu, zanim zaśnie, bo przy wyjmowaniu z wózka zazwyczaj się budzi i nie chce z powrotem zasnąć.
6) Czas kąpieli – bo Klusek nie chce za Chiny Ludowe umyć głowy, a Micha wszczyna alarm przy każdej próbie wyjęcia go z wody.
7) Czas kolacji – bo Micha chce spać i jęczy i pcha się na ręce, a Klusek jest głodny i koniecznie zrób mu „chlebek pieczony w dużym z serkiem” i wodę z sokiem, i słomkę, i co tam jeszcze przyjdzie mu do głowy
8) Czas usypiania – bo mama chce już mieć kilka minut dla siebie, a Kluski ziewają, kręcą się, ziewają, kręcą się i za wszelką walczą ze snem.
9) Sen – bo mamę bolą plecy i nogi, a w głowie tysiąc myśli o rzeczach, których nie udało się zrobić, albo o tym, co będziemy robić jutro, albo… i nie mogę zasnąć. A jak już zasnę, to Micha budzi się na cycka. I tak co godzinę… A potem -zaczynamy od początku.
Ale i tak zapewne, za 10 czy 15 lat, kiedy Kluski będą się przede mną zamykać w pokoju i każde moje pytanie zbywać szybkim „daj spokój”, będę ten okres wspominać jako „ten najpiękniejszy czas, który już nigdy nie wróci”.
Też tak macie, czy to tylko ja nie nadaję się do macierzyństwa?