Lektury obowiązkowe dla rodziców

Nie jestem zwolenniczką programów nauczania i lektur obowiązkowych, ale zdecydowanie uważam, że są takie książki, po których przeczytaniu bycie rodzicem staje się raptem dużo łatwiejsze, przyjemniejsze i ciekawsze. W dodatku już sama ich lektura może być dla nas zabawą i przyjemnością, szczególnie jeśli będziemy czytać wspólnie z dziećmi. Bo książki, o których chcę tu napisać, idealnie się do tego nadają. Nie są to bowiem poradniki dla dorosłych, a „zwyczajne” historie dla dzieci.
„Z książek dla dzieci mam się uczyć, jak być rodzicem?” – zapytacie. Otóż tak – bo książki dla dzieci, to doskonały sposób, żeby przypomnieć sobie jak wygląda świat, kiedy patrzy się na niego z perspektywy 100 czy 120 cm wzrostu, a nie ze 170. A te kilkadziesiąt centymetrów często daje naprawdę wielką różnicę w sposobie patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość.

Prezentuję więc Wam moją listę lektur „obowiązkowych” dla każdego rodzica.

1. Pippi Pończoszanka

O Pippi pisałam już nie raz i nie dwa (na przykład tutaj – 18 zabaw inspirowanych  książką albo tutaj – Osoba, która mnie inspiruje) Jest to książka, po którą naprawdę warto sięgać żeby ciągle na nowo odkrywać w sobie dziecko. Żeby przypominać sobie, że w życiu nie chodzi tylko o naukę i pracę. Że ograniczenia są tak naprawdę tylko i wyłącznie w naszych głowach, bo kto powiedział że konia nie można trzymać na werandzie? Żeby przypomnieć sobie ile radości daje robienie czegoś, w co wkłada się całe serce – niezależnie od tego czy to lepienie pierniczków, szorowanie podłogi czy opowiadanie zmyślonych historii. Żeby wrócić do czasu, kiedy dziurawa puszka staje się w wyobraźni największym skarbem.
Jest to też książka, która pomaga uświadomić nam dorosłym, że dzieci wcale nie muszą, a nawet nie powinny być ciche, zgodne i układne, że powinny mieć własne zdanie i możliwość jego wyrażania. (Czytaj też Grzeczne dziecko)

Ale jest to też książka, która w dość otwarty sposób pokazuje, że szkoła to nie jest najlepsze miejsce dla dzieci i że to, co jest tam ważne, z punktu widzenia dziecka często jest nudne i bezsensowne.

Jeśli jeszcze nie czytaliście – szczerze polecam.

Dzieci z Bullerbyn

Kolejna książka tej samej autorki. Astrid Lindgren miała prawdziwy talent do pokazywania świata z punktu widzenia dzieci. Robiła to w tak prosty i szczery sposób, że trudno nie ulec jej wizji.

Dzieci z Bullerbyn to książka inna niż Pippi. Nie tak szalona i odważna. A mimo to – nie znam dziecka, którego w jakimś momencie życia ta historia by nie uwiodła.

Nie do końca wiem skąd to wynika, być może ze szczerego, trochę naiwnego opisywania prostej rzeczywistości, tak jakby na każdym kroku czaiła się przygoda. Jakby wszystko co dzieje się w tym prostym, skądinąd małym, dziecięcym świecie było niezmiernie istotne i warte przeżywania. Niezależnie od tego, czy to powrót ze szkoły, karmienie zwierząt czy wyprawa do sklepu po kiełbasę. Wszędzie czai się potencjał. A do zabawy nie potrzeba nic prócz przyjaciół, dobrej woli i wyobraźni.

Z mojej perspektywy jest to taki trochę raj utracony. Ciężko nam bowiem w dzisiejszym świecie ciągłej gonitwy, ciągłych obowiązków, wożenia z jednych zajęć na drugie, załatwiania kolejnych spraw, napiętych grafików – znaleźć czas i miejsce na spokojne delektowanie się tym, co mamy.

Naprawdę warto sięgać po tę książkę od czasu do czasu, żeby przypomnieć sobie ile magii jest w codziennym i spokojnym życiu – bez sal zabaw, Disneylandów, McDonaldów,  sklepów z zabawkami…

Mały książę

O ile Astrid Lingdgren jest z nami prawie od początku, o tyle o Małym Księciu przypomniałam sobie niedawno dzięki nowemu wydaniu Wydawnictwa RM (z dołączonym audiobookiem – to u nas teraz duży plus).

Ale jak tylko do niej wróciłam przypomniałam sobie, czemu jest tak ważna w literaturze. W dodatku muszę przyznać, że teraz rozumiem z niej znacznie więcej, niż kiedy czytałam ją w szkole jako lekturę obowiązkową.

Dla mnie jest to książka o poznawaniu i badaniu świata. O odkrywaniu, co w nim jest istotne, a co nie. I o tym, jak ważne są dziecięce pytania. Jak wiele rzeczy my dorośli przyjmujemy za pewnik. Po prostu dlatego, że tak było albo jest. Czy to ma sens? Niekoniecznie. Ale przyzwyczailiśmy się do pewnych rzeczy (ot choćby tego jak wygląda szkoła) i bronimy ich tylko dlatego, że przyzwyczailiśmy się już do nich i nie chce nam się zastawiać, nad tym czy to jest potrzebne? Słuszne? Dobre? Sensowne? Było i jest – znaczy tak ma być.
I w to wszystko, w ten cały porządnie ułożony świat, wkraczają dziecięce pytania. Pytania które na pierwszy rzut oka wydają nam się dziecinne, więc je zbywamy. „Tak już jest.” „Dorośniesz – to zrozumiesz, co ja Ci będę teraz tłumaczyć?” Albo pytania, na które nie znamy odpowiedzi. Te na które odpowiedzi łatwo znaleźć w Google, ot choćby „Jaka jest najwyższa góra?” albo „Co to jest onomatopeja?” „Skąd się bierze deszcz?” I te, na które odpowiedzi chyba nikt nie zna: „Dlaczego umieramy?” „Co jest za kosmosem?” „Dlaczego na mnie krzyczysz?”

To książka, która przypomina o tym jak ważna jest rozmowa. Również z dzieckiem. To przez rozmowę i pytania poznaje ona świat i porządkuje sobie, wszystko to, czego uczy się na co dzień. I czasem naprawdę nie trzeba znać odpowiedzi, można szczerze przyznać się do swojej niekompetencji i wspólnie z dzieckiem zastanowić się, podyskutować, poszukać sensu w świecie.

 

Jakie jeszcze książki dopisalibyście do tej listy? Co Wam pozwala wrócić do świata dzieciństwa i szukać przygody w prostych czynnościach dnia codziennego?


Jeśli uważasz, że ten wpis może jeszcze komuś pomóc – udostępnij go znajomym.
A jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”