Czy Ty też zabraniasz tego swojemu dziecku?

Po jednej z lekcji poprosiłam swojego ucznia (lat sześć), żeby na chwilkę został i porozmawiał ze mną. Był to chłopiec, którego wręcz rozpierała energia, dla niego spokojne przesiedzenie lekcji było po prostu niewykonalne. Tym razem był naprawdę wyjątkowo głośno, do tego stopnia, że trudno było w ogóle mówić o prowadzeniu lekcji. Mówię więc do niego:

– Mam do ciebie prośbę. Możesz mi powiedzieć, gdzie można głośno krzyczeć?

Ściągnął na chwilę buzię w zamyśleniu, odpłynął spojrzeniem gdzieś wgłąb swojej sześcioletniej świadomości i odpowiedział poważnie:

– Nigdzie.

I wtedy ja ściągnęłam buzię w zamyśleniu i musiałam przyznać mu rację. Nie ma w naszej przestrzeni miejsc, gdzie dziecko mogłoby sobie spokojnie pokrzyczeć. I zaczęłam zastanawiać się dalej – jakich jeszcze podstawowych dziecięcych potrzeb odmawiamy naszym dzieciom i w imię czego?

1. Krzyk

Z jakiegoś powodu dzieci od czasu do czasu potrzebują sobie pokrzyczeć. Być może nawet nie wszystkie, ale zdecydowana większość. A tymczasem krzyk dziecka w naszej kulturze zdaje się być czymś absolutnie niedopuszczalnym. Dlaczego? Chyba głównie dlatego, że przeszkadza dorosłym. A że obecnie większość dzieci, szczególnie tych mniejszych nie ma możliwości bawić się bez obecności dorosłych, robimy wszystko żeby zminimalizować to naturalne dla dzieci, pełne energii, głośne zachowanie. Uciszamy, odwracamy uwagę, w końcu krzyczymy. Uważasz, że Twoje dziecko jest za głośne?  Ale zastanów się proszę, czy ma ono gdzie sobie pohałasować, powrzeszczeć, poszaleć, pokrzyczeć? Czy na każdym kroku ktoś je uspokaja i ucisza?



Jeżeli dziecko potrzebuje wyrażać swoje emocje właśnie przez hałas, jeśli jeszcze nie jest w stanie zapanować nad tymi emocjami i ciągną go one, czasem wbrew jego woli, do krzyku, to czy mądrze jest po prostu mu tego zakazać i liczyć, że przejdzie? Jeśli dziecku nie wolno nigdzie krzyczeć, rodzice, panie w przedszkolu czy szkole, sąsiedzi, ludzie w restauracji itd, oczekują od niego, że będzie cicho, a jego energia aż roznosi, to czy to jest zdrowa sytuacja dla tego dziecka i czy jest jakakolwiek realna szansa, że od ciągłego uciszania dziecko będzie spokojniejsze? Może być cichsze jeśli wystarczająco mocno je zastraszymy, ale z wewnętrznym spokojem będzie to miało niewiele wspólnego.

Wiadomo, że dzisiejszy świat nie pozwala na to, żeby krzyczeć zawsze i wszędzie, ale może warto znaleźć dla dziecka takie miejsce, w którym będzie się ono mogło wykrzyczeć do woli, być może w ten sposób będzie mu łatwiej zachować spokój wtedy, kiedy będzie tego wymagała sytuacja.

2. Bicie się

Nie chodzi mi tutaj o siłowe rozwiązywanie konfliktów. Takie bicie się wymaga raczej interwencji dorosłego i pokazania innych sposobów na rozwiązanie sytuacji. Ale obserwując szczególnie chłopców (chociaż nie tylko) często widzę taką naturalną potrzebę siłowania się, przepychania, wydurniania. Nie ma w tym nawet odrobiny agresji, jest sympatia, rozpierająca dzieci energia i potrzeba fizycznego kontaktu. Oczywiście w takich zabawach może dojść do jakiegoś wypadku, zbicia, podrapania, otarcia, ale zalety wynikające z takiej formy aktywności, moim zdaniem są dużo większe, np.:

  • zaspokojenie potrzeby kontaktu fizycznego
  • lepsze poznanie i panowanie nad własnym ciałem
  • budowanie pewności siebie
  • budowanie sprawności fizycznej

My dorośli często się jednak takich zabaw boimy i zduszamy je w zarodku. Tak na wszelki wypadek, bo przepychanie źle się nam kojarzą – z agresją, z przemocą, z bólem. Szczególnie kobiety mają problem widząc taką zabawę, robią wszystko, żeby tylko ją przerwać. A to przecież pod okiem matek małe dzieci spędzają więcej czasu. Dajemy dzieciom sygnał, że taka zabawa jest zła, że to niegrzeczne, że dotykać innych można tylko delikatnie, o ile w ogóle, że trzeba ciągle nad sobą panować.

Oczywiście warto z dziećmi rozmawiać o tym, że bicie się nie jest sposobem na rozwiązywanie konfliktów, tłumaczyć, że możemy sprawić innym ból, ale nie przerywajmy każdej przepychanki, tylko dlatego, że boimy się kontaktu fizycznego. Dosyć łatwo stwierdzić, czy chodzi o coś poważniejszego, czy tylko o zabawę. Wystarczy przyjrzeć się twarzom dzieci, jeśli nie ma w nich złości, a tylko skupienie, albo nawet uśmiech, to pozwólmy im bawić się tak, jak tego potrzebują. Oczywiście dla bezpieczeństwa można spróbować wprowadzić z dziećmi jakieś zasady, chociaż zazwyczaj dzieci, które mają możliwość doświadczania swojego ciała na własnych zasadach, doskonale orientują się gdzie leżą granice w takiej zabawie.

Jeśli ten temat Cię interesuje polecam książkę L.J. Cohena „Siłowanki: Dzikie harce, których potrzebuje każda rodzina

3. Prywatność

Przypomnij sobie proszę własne dzieciństwo. I zastanów się jaką część Twoich zabaw dzieliłaś z rodzicami. Czy naprawdę Twoi rodzice wiedzieli o Tobie wszystko? A jeśli nie, czy to znaczy, że w tym czasie robiłaś coś strasznego, niebezpiecznego i koniecznie wymagającego nadzoru? Ja na pewno nie. Chociaż oczywiście w gronie kolegów i koleżanek robiliśmy czasem dziwne rzeczy, czasem może troszkę szalone, to jednak każde z nas przeżyło, jakoś byliśmy w stanie racjonalnie ocenić, co jest dla nas bezpieczne, co nie. Nie potrzebowaliśmy rodziców na każdym kroku. Mieliśmy własne plany, własne zabawy, własne sekrety. I to było piękne, to było fajne, to było ciekawe. Oczywiście rodzice też pewnie często wiedzieli, ze coś kręcimy, coś ukrywamy, ale pozwalali nam na to. Teraz nawet pięcio- czy sześciolatki na plac zabaw wychodzą z rodzicami. Nawet jeśli rodzic nie uczestniczy w zabawie, to musi się ona odbywać pod jego okiem. Dzieciom dwu-, trzy- czy nawet czteroletnim stajemy nad głową w piaskownicy, na zjeżdżalni, na huśtawce. Pilnujemy wszystkiego, upewniamy się, że nasze dziecko nawet w rozmowie z kolegami nie powie złego słowa, nie sypnie piaskiem, nie zabierze bez pytania samochodziku, samo nigdzie nie pójdzie…. Chcemy wszystko słyszeć, wszystko widzieć, wszystko wiedzieć… Taka totalna inwigilacja, bo przecież dziecko niepilnowane przez rodzica przez cały czas, to dziecko zostawione same sobie, samo z siebie nie zadba o swoje bezpieczeństwo i będzie się niegrzecznie zachowywać, albo w ogóle sobie nie poradzi…

Wszystko to oczywiście w imię bezpieczeństwa, dobrego wychowania , dbałości o to, żeby dziecko nauczyć wszystkiego co potrzebne. Ale czy przypadkiem w tej naszej pogoni za bezpieczeństwem, za idealnie zachowującym się dzieckiem, nie zabieramy tym naszym małym ludziom tej odrobiny prywatności, tajemnicy, świadomości, że nie tylko na rodzicach można polegać, bo równie dobrze można zrobić coś z kolegą, albo samemu?

Oczywiście nie chcę tu twierdzić, że powinniśmy się całkowicie przestać interesować tym, co robią nasze dzieci, ale myślę że jednak warto im trochę zaufać i od czasu do czasu pozwolić na własne tajemnice, bo każdy człowiek ma prawo do prywatności – również ten mały. Rozmawiajmy z dziećmi, ale jeśli dziecko nie chce nam czegoś powiedzieć, może warto po prostu odpuścić? Nie naciskać za każdym razem na spowiedź, w końcu to, że dziecko ma jakąś tajemnicę jeszcze nie znaczy, że zrobiło coś złego. Czasami może lepiej po prostu się uśmiechnąć przypominając sobie swoje sekrety z dzieciństwa i trochę poczekać. W końcu jeśli dbacie o dobry kontakt z dzieckiem, rozmawiacie, pokazujecie zaufanie itd, to dziecko niczego naprawdę ważnego przed Wami nie zatai, prawda? A czy to, że Kasia za krzakiem dała buzi Jasiowi, a Pawełek nauczył Anię nowego wierszyka z wyrazem na literę „d”, to aż taka wielka tragedia?

Czytaj też: Dziadkowie wiedzą lepiej jak wychowywać Twoje dziecko?

Dzieci różnią się od dorosłych

Dzieci różnią się od dorosłych. Nie panują jeszcze tak dobrze nad swoimi emocjami, są naturalne, nie potrafią się tak dobrze dostosować do cywilizowanego świata opanowania i kontroli. Ale z drugiej strony – są całkiem do nas podobne. Potrzebują wyrażać emocje – często bardzo głośno i dosadnie. Chcą żeby ich potrzeby były zaspokojone – również potrzeba kontaktu fizycznego. Chcą mieć trochę prywatności na własne przemyślenia i działania. I zarówno o różnicach jak i o podobieństwach warto pamiętać.

A jakich rzeczy, które pamiętasz ze swojego dzieciństwa nigdy nie pozwoliłabyś zrobić swojemu dziecku? Bardzo jestem ciekawa.

Jeśli możesz, udostępnij ten wpis dalej, będzie mi bardzo miło.

  • Jest tak jak piszesz . Jako mama Trójki dzieci , codziennie widzę jak krzyczą , kłócą się, bawią i turlają po podłodze jak kociaki:)

    • I nie przeszkadza Ci to? Nie masz czasem ochoty „ustawić ich do pionu” ? :)

  • No cóż, krzyczeć może do woli w swoim pokoju, bić się nie pozwalam, ale tłumaczę, że są inne rozwiązania. A czy puściłabym ją w wieku 5 lat samą na plac zabaw? Nie sądzę. Ja również nie chodziłam sama, po raz pierwszy sama do sklepu poszłam mając 7 lat i do tego sklep nie wymagał przechodzenia przez ruchliwą ulicę.

    • Wiadomo – są różne place zabaw, są różne dzieci. Każdy podejmuje własną decyzję, ale jaka ona by nie była, myślę, że warto się czasem zastanowić, czym jest ona powodowana i czy strach nie siedzi przypadkiem tylko w naszej głowie. A ciekawa jestem jak definiujesz „bicie się”?

  • Moja córka ma często ochotę krzyczeć, rozrabiać i jeśli jest to w granicach normy pozwalam jej na to bo moja mama nam również pozwalała.

    • Dziękuję za komentarz. A jak sobie radzisz z hałasem w domu? Nie masz czasem ochoty uciec w „siną dal” (jak mówią moje Kluski :) )?

  • Nieraz sama zachęcałam dzieci, aby głośno pokrzyczały, pośpiewały, poskakały, tak, aby dać możliwość ujścia emocjom. Oczywiście, wszystko w odpowiednim miejscu i pod kontrolą. :)

    • A gdzie jest takie odpowiednie miejsce, jeśli możesz się podzielić? :)

  • Magdzik

    Właśnie z krzyczeniem mam problem :/ Syn krzyczy na kota. Mówię, że krzyczymy na dworze.

    • Magdzik

      Zastanawiam się tylko, czy i kiedy hamować krzyczenie na dworze. Czy czekać, aż ktoś zgłosi, że mu przeszkadza…

      • Właśnie też mam czasem taki problem i szczerze mówiąc nie do końca wiem jak go rozwiązać, szczególnie że u nas plac zabaw między blokami, więc przeszkadzać może i tym na placu i tym w domach. A komunikacja międzyludzka niestety często szwankuje… Jak znajdziesz jakieś rozwiązanie, to daj znać:)

    • A co syn krzyczy na tego kota?

      • Magdzik

        „Aaaa!” 😉 i czasami „Bij! Bij!” i uderza :(

        • A pytałaś może, czemu on tego kota bije? Czy to dla zabawy? Czy może się go boi i ktoś mu pokazał, że z kotem trzeba stanowczo na przykład? A może podoba mu się reakcja kota? Zawsze fascynowało mnie, co siedzi w takiej małej główce:)

          • Magdzik

            Dzieci , które przychodziły do nas w gości pokazały mu niestety ciągnięcie za ogon i te krzyki właśnie. Zapytam i dam znać. Dzięki za podpowiedź!

  • Ola

    w czasie zajęć ruchowych mogą wrzeszczeć „ile fabryka dała” i pewnie dlatego ciągle pytają „czy będzie dzisiaj w-f?”

  • Naprawdę ciekawy wpis. O tym krzyczeniu też niedawno czytałam i jak zaczęłam to z córką wdrażać – może krzyczeć na placu zabaw, czy na spacerze, choć może nie w centrum miasta 😉 to odnośnie bicia mam jeszcze opory, może dlatego, że młodsza siostra pod bokiem. To czego się jeszcze zabrania dzieciom to wyrażanie złości, z tym też my dorośli mamy spory problem. Czego ja bym zabroniła? Chyba takiego szlajania się po krzakach, polach całe popołudnia, tego zaufania do dziecka oraz wpojenia mu pewnych zasad muszę się jeszcze nauczyć.

    • A ciekawa jestem, czego się boisz w kwestii tego szlajania – co też Twoje dzieci mogłyby na wywijać aż tak strasznego? 😉 Jeśli chodzi o młodsze rodzeństwo, to ja pamiętam początek u nas – muszę przyznać, że sporo mnie na początku kosztowało zaufanie Kluska w kwestii kontaktów z młodszym bratem. Na początku oczywiście starałam się mu pokazywać jak w delikatny sposób obchodzić się z noworodkiem, ale jak mały zaczął raczkować i pchać się do Kluska, to zrozumiałam, że muszę im po prostu zaufać, że specjalnie nie będą robić nic, co drugiej stronie miałoby zrobić krzywdę. Z ciężkim sercem (bo przecież tyle rzeczy mogłoby się wydarzyć, prawda – eh, ta wyobraźnia), ale starałam się nie wtrącać między nich. Po prostu wyszłam z założenia, że do budowania więzi między nimi potrzebny jest ten kontakt i że nie mogę go ograniczać za bardzo. Z czasem okazało się, że u nas to podejście się sprawdziło, a Kluski same dobrze wiedziały jakie formy kontaktu mieszczą się jeszcze w granicach zabawy i póki co, większych szkód nie odnotowałam na tym froncie. Czasami więc zaufać dzieciom warto:)

  • Moje dzieci właśnie z tych głośnych i lubiących każde zaczepki między sobą. Jednak dopóki „nie leje się krew” i innym nie przeszkadzają pozwalam. Głównie w domu. Zanim coś zakażę zastanawiam się „czy nie pozwalam bo mi to przeszkadza tylko i wyłączenie czy to jest coś złego, to co robią?” Przeważnie wychodzi na to pierwsze więc ja luzuję. Bardzo ciekawy artykuł.

    • Wydaje mi się to bardzo rozsądnym wyznacznikiem:) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)