„Bo pani cię zabierze…”

Kolejny wpis poświęcony moim „ukochanym” komunikatom wychowawczym.
To jest tekst, który według mnie jest w tak oczywisty sposób zły, że nawet nie wiem czy jest sens pisać, dlaczego. Ale ponieważ „ciągle i wciąż” (jak śpiewa Grabaż) spotykam się z tym na ulicach, w sklepach i w parkach, myślę, że warto mu poświęcić mu dwa słowa.

Sprzeczności

Jest to ewidentny przykład straszenia dziecka. Z jednej strony chcemy wychować dziecko w duchu otwartości na innych ludzi, z drugiej każemy mu się ciągle rozglądać, za jakąś panią czy panem, który może je zabrać z bezpiecznego miejsca przy boku rodzica.
Chcemy, żeby dzieci szanowały starszych, a straszymy babciami i dziadkami mijanymi na ulicy.
Z resztą w ogóle, moim zdaniem, straszenie dzieci czymkolwiek, to bardzo niebezpieczna technika wychowawcza. Nie tylko dlatego, że zaburza w dzieciach poczucie bezpieczeństwa, ale też dlatego, że nigdy nie wiadomo czy próba zażegnania jednej trudnej czy stresującej sytuacji (dziecko płaczące przy kasie w sklepie), nie zakończy się całą serią sytuacji stresujących i trudnych (dziecko nie będzie chciało wypuścić rodzica z zasięgu wzroku, bo wszędzie czają się straszne babcie). To tak jak z dentystą, najpierw chcemy, żeby dziecko spokojnie umyło zęby, więc mówimy „jak nie umyjesz, to będziesz musiał iść do dentysty, a tam pan ci będzie robił takie to a takie to, straszne rzeczy”. A potem dziwimy się, że dziecko zapiera się rękami i nogami przed wejściem do gabinetu.
Poza tym straszenie dziecka niepotrzebnie zaburza jego poczucie bezpieczeństwa, powoduje niezdrowy stres i w ogóle nie jest zdrowe. Czy jest ktoś, kto chce mieć zestresowane dziecko? Wątpię. A jednak notorycznie słyszę „bo pani cię zabierze.”

Nauka radzenia sobie ze stresem

Powiecie mi, że życie nie składa się z samych przyjemności i dziecko też musi nauczyć się sobie radzić ze stresem. Racja. Ale rozejrzyjcie się wokół. Życie jest pełne stresujących sytuacji, z którymi dziecko uczy się sobie radzić. Na przykład to, że nie może dostać tego lizaka w sklepie, jest dla niego wystarczająco stresujące. I to z tą emocją musi się nauczyć radzić sobie. Nie musimy mu do tego dokładać „Jak będziesz tak krzyczał, to przyjdzie pani i cię zabierze”. Raczej tłumaczmy „Chcesz lizaka? Wiem. Ale nie mogę ci go kupić, bo…. Wiem, że przykro ci, bo nie możesz dostać czego chcesz. Ale takie sytuacje w życiu też są.” I nie przejmujmy się tym, że wszyscy na nas patrzą, bo nam dziecko ryczy wniebogłosy. Ci „wszyscy” pójdą sobie za chwilę do domu. A ty zostaniesz z dzieckiem, które albo odebrało smutną lekcję życia, albo zestresowane ogląda się za każdą babcią. (Trochę przesadzam, ale nie wyobrażam sobie żadnego pozytywnego skutku, jaki na psychikę dziecka mógłby odnieść taki komunikat. Za to dużo mniej lub bardziej krzywdzących efektów tego typu praktyk przychodzi mi do głowy.)

Apel

Mój apel jest taki – nie straszmy dzieci. I tłumaczmy tym wszystkim starszym paniom i panom, którzy tak ofiarnie starają się nam pomóc i oferują zabranie naszej pociechy, że nie tędy droga. Że każdy, nawet dziecko, ma emocje, których nie można zamaskowywać strachem. Bo nikomu na dobre to nie wyjdzie. Pewnie, wszystkich nie zmienimy. Ale zawsze jest szansa, że osoba której wytłumaczymy o co nam chodzi, nawet jeśli się z nami nie zgodzi, to zastanowi się dwa razy, zanim zaproponuje „zabieranie” kolejnego dziecka.
Nie zapomnijmy też upewnić dziecko, że nikt go nie zabierze, tak żeby mogło w spokoju wrócić, do przeżywania swojej tragedii.

  • Masz rację. Przeczytałam wszystkie 3 Twoje wpisy o komunikatach wychowawczych i w pełni się z Tobą zgadzam. Dorzuciłabym jeszcze: „to sobie idź” i „już cię nie kocham”, stosowane, gdy dziecko nie chce robić tego, czego chce dorosły. A potem się dziwi, jak dziecko nie chce się z nim bawić.

    • Tego „już cię nie kocham” to doprawdy nie jestem w stanie w żaden chyba sposób usprawiedliwić. Straszne to trochę, że ludzie w ten sposób mówią do dzieci.
      A seria moich ulubionych komunikatów niestety, pewnie się rozrośnie. Czasem mam wrażenie, że ludzie nie myślą rozmawiając z dziećmi, tylko powtarzają bezsensowne formułki, które słyszą i słyszeli w dzieciństwie. Niestety.

    • Anonymous

      Zgadzam się z z Tobą.Nie wolno straszyć dzieci, że jakaś obca osoba je zabierze, bo póżniej z takiego dziecka może wyrosnąć wycofany społecznie dorosły, a stąd już prosta droga do wszelkich socjopatii.
      Niestety, z takim „modelem wychowawczym”spotykam się bardzo często i jest to dla mnie, jako dla obserwatora-bardzo niemiłe doświadczenie.
      Sposób ten, niestety po równo, stosują obcy ludzie wobec niesfornego dziecka ale też sfrustowani opiekunowie próbujący wcisnąć swoją pociechę obcym ludziom.Proszę o rozwagę, bo w takim momencie decydują się przyszłe losy dziecka. Serio, jest to potencjalnie bardzo niebezpieczne dla rozwoju dzieci.
      Z jednej strony pozbawia dziecko poczucia bezpieczeństwa ze strony opiekunów a z drugiej wyzwala ogromną falę niechęci i agresji skierowanej do opiekunów i innych ludzi.Mówiąc tak, wychowuje się dziecko z zaburzeniami.
      Kasia

    • Widzę, że nie tylko ja tak myślę. Cieszę się :)

  • Aga Zgaga

    Pracuję w galerii handlowej i wiele razy dziennie słyszę „chodź, bo pan Cię zaraz zabierze”. Może tacy rodzice są przekonaniu o słuszności i bezpieczeństwie stosowania takiej metody… Sama nie wiem. Owszem, na obcych trzeba uważać, natomiast nie można też uczyć dzieci, ze wszyscy dorośli chcą dla dziecka źle. Wielokrotnie jakieś dziecko zauroczone produktami w moim sklepie zaczęło je przestawiać, wywracać (oczywiście niechcący), na co rodzice w 90% takich przypadków wskazywało na mnie, uśmiechającą się do dziecka, i mówiło „Zostaw, bo pani na ciebie nakrzyczy”. I dziecko natychmiast zaczynało się mnie bać. Przykra to sytuacja dla dziecka i mnie, bo potem dziecko boi się do mnie wejść, a ja jestem w stanie nawet z takim dzieckiem się pobawić w tej mojej pracy a potem razem z nim poukładać porozrzucane rzeczy na półki. Ale to moje dorosłe odczucia. A co możemy powiedzieć o uczuciach malucha? Zdaje się, ze nie są dla straszącego zbyt ważne…

    • Myślę, że często to jest po prostu kwestia tego, że nie myślą, tylko powtarzają to, co sami słyszeli. Pozdrawiam i współczuję roli „złej pani” :)

  • Nigdy nie mówię dziecku że go nie kocham. Niestety podłapała ostatnio temat i jak jej czegoś zabronię to ona mi wciska „mamo już mnie nie kochasz” :) Staram się nie straszyć ale czasem trzeba jak już nie ma siły ani argumentów. Klapsów nigdy nie dajemy bo to już przegięcie.

    • No nie jest łatwo być rodzicem:) A nie zastanawiasz się czasem, po jakie metody przyjdzie Ci sięgnąć, jak córka się zorientuje, że nie ma się czego bać? Pozdrawiam

  • Benito

    Dziękuję za świetną lekcję, muszę przyznać szczerze, że jestem właśnie na tym etapie kiedy puszczają nerwy, bo brak argumentów, raz powiedziałam do córeczki ze jak będzie mi uciekala w sklepie to przyjdzie Pan i ja zabierze, zadziałało i niestety to zdanie zaczęło wchodzić mi w nawyk :( Straszne wiem, wiem zawsze kiedy to wypowiadam, że źle robię ale nigdy nie pomyślałam o konsekwencjach tego, dlatego dziekuje, bo otworzyłas mi oczy i wiem, że tak szybko jak zaczęłam tego zdania używać tak szybko się z nim pożegnam. Świetny blog!!

    • Cieszę się, że mogłam pomóc. Dziękuję za miłe słowa i życzę spokoju:) Pozdrawiam

  • Okropną rzeczą jest również wtrącanie się obcych ludzi w metody wychowawcze rodzica. Miałam taką sytuację, że moja córeczka okropnie płakała w sklepie bo chciała jajo (kinder niespodziankę), ale tego dnia zjadła juz 2 i poprostu nie chciałam jej kupić kolejnego. Staramy się żeby córeczka nie zajadala się czekolada w Nie kontrolowanych ilosciach. Przed nami w kolejce stała starsza Pani i mierzyła mnie nienawistnym wzrokiem. Kiedy wyszliśmy ze sklepu podeszła do naszego wózka i wcisnela córce jajko niespodziankę, patrząc na mnie i komentujac: masz dziecinko… żeby mamusi 3 zł w portfelu nie ubyło. – zniknęła tak szybko jak się pojawiła, a ja stałam jeszcze chwilę w osłupieniu nie wiedząc co mam myśleć o tej sytuacji.
    Tacy „pomocnicy” zdarzają się dość często i jest to naprawdę okropne. Cały nasz wysiłek , nasza praca która wkładamy w wychowanie dziecka idzie w diabły, bo taka Pani Ulituje się i pomoże biednemu dziecku. Ba! Jeszcze powie do słuchu okropnej, skąpej matce.
    Jedno słowo – masakra.

    • Fakt. Im się wydaje, że świat zbawiają, dzieci od strasznych rodziców ratują, dzieciom dzieciństwo oddaję (bo jak to dzieciństwo bez cukru), i nie myślą, że dzieciom wodę z mózgu robią i rodzicom utrudniają i tak już trudne sytuacje. Ale oni mają przecież swoją misję! A cukier krzepi!

      • Dokładnie tak. Najczęściej „ratownikami” są właśnie starsze Panie. „Jak można dziecku odmówić? Co za matka?!” itp. itd.