Do kiedy w wózku?

Już kiedyś pisałam o moich uczuciach do wózka z gondolą. Chociaż chwilowo niestety musiałam się z głębokim wózkiem przeprosić. O tym może kiedy indziej.

Nadużywanie wózka to błąd

Dzisiaj chodzi mi jednak o spacerówkę. Spacerówki muszę przyznać używaliśmy dużo. O tym, że był to błąd, dowiedziałam się w sumie przypadkiem, niedługo po tym jak przestaliśmy z niej korzystać.
To znaczy – nie zrozumcie mnie źle, nie jestem fanatyczną przeciwniczką wózków. Trzeba jednak wiedzieć kiedy powiedzieć pas. Pewnie najlepiej dla dziecka i jego rozwoju byłoby gdyby wszędzie chodziło samo. Ale wiadomo – życie przyśpiesza, masa spraw do załatwienia, do miasta daleko… Są sytuacje, że bez wózka ciężko. Jak pójść z takim małym Kluskiem na dłuższe zakupy? Zdawałoby się – nie da się. Więc brałam wózek na Kluska i pchałam tą spacerówkę po nierównych chodnikach. Czasem Klusek decydował, że trochę pochodzi sam. Ale z czasem zdarzało się to co raz rzadziej. Pchałam więc wózek z Kluskiem, najpierw będąc w ciąży, potem z Michą przywiązanym w chuście. Bo jak inaczej? Po takich zakupach ledwo wtaczałam się do domu na pierwsze piętro. A jeszcze wózek trzeba było wnieść. Po wejściu do domu marzyłam już tylko o tym, żeby się położyć, a Kluska… rozpierała energia. Bo przecież siedział cały czas (albo prawie cały czas). A dzieci muszą się wyszaleć.

Inna opcja

Dopiero niedawno wpadłam na pomysł, żeby wózek zostawić. Kilka razy testowo wybraliśmy się do bliższych sklepów, potem do dalszych – stwierdziłam, że w razie czego siądziemy, odpoczniemy, bardzo nam się nie śpieszyło przecież. I okazało się, że Klusek bez problemu do sklepu dochodzi. W tą i z powrotem. A po takim spacerze potrzebuje… odpocząć. Więc i ja mogę odpocząć. Albo i coś zrobić w tym czasie, bo jakoś tak bez pchania tego wózka lżej się zrobiło. Mniej zmęczona wracam.
Na dłuższe spacery zaadaptowaliśmy rowerek biegowy. Przyśpiesza to znacznie tempo, a i Kluskowi też jest lżej.

Zmiany na lepsze

Tydzień, dwa takich spacerów i zaczęłam zauważać, że Klusek pewniej się czuje na placu zabaw. Częściej chce gdzieś wchodzić po drabinkach, skądś skakać, zjeżdżać ze zjeżdżalni… Jakby coraz lepiej poznawał swoje możliwości i mechanikę swoich ruchów. Same zalety.

A żeby nie było za słodko

Wadą jest chyba tylko to, że Klusek zajeździł trochę rowerek. Ale Tatuś naprawił. Bo od czego jest przecież Tatuś.
Na minus można też pewnie zaliczyć i to, że nie ma na czym zaczepić zakupów czy torebki. Póki co i tak jednak muszę Michę wozić w wózku z powodów zdrowotnych (moich), więc chwilowo jeszcze tego nie odczuwam. Ale jak przyjdzie czas, to może uda się znaleźć jakieś rozwiązanie :)
Na razie spacerówka wylądowała w piwnicy. I mam nadzieję, że na razie tam zostanie.