Czy przedszkolaki powinny mieć prace domowe?

„Córka ma 5 lat i w tym roku zaczęła przynosić prace domowe. Ale tylko w piątki. Są to różne szlaczki albo cyferki. Do tego jakieś zadanie typu znajdź różnice, ile sylab jest w wyrazach. Uważam, że jest to dobre, przygotowuje dziecko do szkoły.”

„Moja córka też ma pracę domową i bardzo dobrze, nie myśli o pierdołach”

„Moja córeczka chodzi do zerówki. Pani daje im tylko na weekend 2 kartki a tak to nie ma. Pisze po śladach literki lub dzieli wyrazy na sylaby i szlaczki”

Postanowiłam przyjrzeć się temu tematowi trochę bliżej i zadałam pytanie o prace domowe w kilku facebookowych grupach dla mam i nauczycielek przedszkola. Cytaty, które widzisz powyżej to tylko niektóre odpowiedzi, które pojawiły się pod moim pytaniem na kilku FB grupach. A pytałam tak na prawdę o dwie kwestie – po pierwsze, czy dzieci w ogóle mają prace domowe w przedszkolu, a po drugie, co rodzice myślą na ten temat. I muszę przyznać, że odpowiedzi trochę mnie zdziwiły.

Po pierwsze – czternaście na dwadzieścia trzy mamy, które wypowiadały się w grupach odpowiedziało, że ich dzieci przynoszą prace domowe – to ponad 60%! Poza tym większość osób twierdziła, że to dobrze, że prace domowe jak najbardziej są dzieciom potrzebne.

Po drugie – większość nauczycielek odpowiedziało, że jeśli zadaje prace domowe, to robi to na wyraźne życzenie rodziców. Same z siebie najchętniej ewentualnie zadawałyby prace domowe dzieciom, które mają z czymś problem lub, których po prostu nie było na zajęciach.

Dlaczego tak jest? Dlaczego rodzice z takim zapałem dążą do tego, żeby dzieci już od najmłodszych lat spędzały czas przy biurku? Żeby jak najwcześniej czytały i pisały? Żeby nie „marnowały czasu” na głupoty? Sądząc po odpowiedziach, które dostałam w swojej małej sondzie wydaje mi się, że winne są temu pewne mity, w które z jakiegoś powodu ciągle wierzymy jako społeczeństwo:

Mit 1. W przedszkolu dzieci powinny się przygotować do tego, jak będzie w szkole.

Oczywiście – planowanie na przyszłość i przygotowanie się do tego, co nas czeka, może być czymś jak najbardziej pozytywnym. Ale mam wrażenie, że obecnie, szczególnie w przypadku dzieci, dochodzimy już do absurdów. Jak tylko Twoje dziecko się rodzi słyszysz głosy, że powinnaś je uczyć jeść z butelki i obywać się bez mamy, bo jak je oddasz do żłobka, to będzie miało problem. W żłobku dzieci muszą się przygotowywać, do bycia przedszkolakami. W przedszkolu do tego jak będzie w szkole. W szkole do tego, jak będzie na studiach. A na studiach do tego jak będzie w pracy… Tylko potem człowiek kończy te cholerne studia i się okazuje, że to wszystko czego się uczył do tej pory ma niewiele sensu i żeby poradzić sobie w życiu i zdobyć dobrą pracę trzeba zapomnieć, o tym czego się po drodze nauczyliśmy…

Świat i rynek pracy zmieniają się obecnie tak szybko, że tak naprawdę nie mamy zielonego pojęcia jak będzie się żyło za 10, 15, 20 lat, kiedy nasze dzieci zaczną wchodzić w dorosłe życie. Może więc warto pozwolić im żyć tu i teraz zamiast uparcie przygotowywać je do czegoś, czego nie jesteśmy sobie nawet w stanie wyobrazić?

Poza tym szkoła w obecnej postaci naprawdę nie przygotowuje do życia, szkoła przygotowuje do życia w szkole – wśród ludzi tylko i wyłącznie w Twoim wieku, gdzie nie masz prawa wybierać, co Cię interesuje, ani czym się chcesz zajmować, gdzie przez większość czasu masz przypisane jedno miejsce, nie możesz rozmawiać, ani wyrażać własnego zdania, gdzie nawet siku nie możesz iść wtedy, kiedy chcesz. Oczywiście są miejsca pracy, w których posiadanie takich umiejętności jest potrzebne – ale prawdopodobnie nie chciałabyś, żeby Twoje dziecko tam pracowało. A poza tym, do wykonywania tego typu prac najczęściej posiadanie jakiegokolwiek wykształcenia jest zbędne. Więc po co tracić czas?

Mit 2. Im wcześniej się nauczą, tym lepiej.

Co z tego, że program nauczania w szkole podstawowej obejmuje naukę czytania i pisania i poznawanie każdej kolejnej literki. Lepiej, żeby dziecko już w pięciolatkach potrafiło czytać, pisać, dodawać odejmować i mnożyć. Potem będzie mu łatwiej, prawda?

Czy aby na pewno? Pomyśl sobie – w programie klasy pierwszej jest nauka literek i cyferek. I być musi. Bo taki jest program, bo taka jest książka, bo nie wszystkie dzieci już potrafią czytać i pisać. Więc jak by nie wykręcał – pani nauczycielka materiał musi przerobić. Ale przecież Twoje dziecko już zna te literki, świetnie pisze i czyta, a tu musi znowu 10 linijek „a” napisać i piętnasty raz czytać „Ala ma kota.” Nuda. Co robią takie dzieci, które wszystko już umieją? Albo strasznie się nudzą i przestają interesować się tym, co się dzieje na lekcjach i zaczynają wierzyć w to, że nauka musi być nudna. Albo znajdują sobie ciekawsze zajęcia – które najczęściej nie podobają się pani i dziecko dostaje łatkę „niegrzeczne” lub „nadpobudliwe”.

Ale być może uważasz, że szkoła nie jest w stanie nauczyć Twojego dziecka, bo przecież tyle dzieci wychodzi z niej i ma braki w podstawowych umiejętnościach? To pomyśl – jakie ma możliwości nauczyciel, który dostaje klasę, w której połowa dzieci umie pisać, a połowa nie? Jak poprowadzić lekcje tak, żeby jedni się nauczyli, a drudzy nie zanudzili i to wszystko jeszcze zrobić tak, żeby zgadzało się z programem. To wszystko w ściśle ograniczonym czasie. Być może jest to możliwe. Ale szczerze? Z różnych powodów – mało prawdopodobne. Zawsze któraś grupa zostaje poszkodowana – albo ci, którzy umieją więcej, bo nie będą się rozwijać w odpowiadającym im tempie, albo ci, którzy umieją mniej – bo nie będą mieli wystarczającej ilości czasu na naukę.

Tak więc często zamiast ułatwić dzieciom start w szkole, po prostu tworzymy kolejny problem, z którym ani szkoła, ani dzieci, ani nauczyciele sobie nie radzą.

Idealnie oczywiście byłoby gdyby szkoła mogła odpowiadać na potrzeby każdego ucznia indywidualnie, ale tak nie jest. I jeśli naprawdę zależy ci na przygotowaniu dziecka do szkoły, może lepiej zacznij od tych umiejętności.

MIT 3. Dzieci muszą wiedzieć, że jest czas na zabawę i na obowiązki.

Po pierwsze dzieci mają tę cudowną właściwość, że jeśli coś robią, to angażują się w to w całości. Nie dzielą czasu na pracę i zabawę. Dopóki my nie zmusimy ich do takiego podziału, wszystko co robią – traktują bardzo poważnie. I we wszystkim co robią, czegoś się uczą, rozwijają jakieś umiejętności lub po prostu odpowiadają na potrzeby własnego organizmu (kiedy potrzebują ruchu, to się ruszają, kiedy potrzebują odpocząć – odpoczywają).

Po drugie dzieci z natury swojej chcą się uczyć. Tak są biologicznie uwarunkowane i udowadniają to na każdym kroku, ucząc się chodzić, mówić, śpiewać, myć ręce, jeść łyżką, opanowując obsługę nowej zabawki itd. I dopiero my dorośli wchodzimy w ich świat z misją, że nauka to ciężka praca i obowiązek, a nie przyjemność. A potem dziwimy się, że nie chcą się uczyć i traktują naukę jak coś przykrego. Jeśli więc praca domowa jest obowiązkiem, to nic dziwnego, że nauka nie jest przyjemnością.

To tylko trzy mity z ośmiu, które udało mi się odnaleźć w wypowiedziach różnych mam na grupach na FB. Kolejne pięć przedstawię w następnym tygodniu. A tymczasem bardzo proszę, jeśli zgadzasz się z tym, co tu napisałam – udostępnij to dalej. Niech jak najwięcej rodziców zrozumie, że dzieci mają ważniejsze zadania niż uzupełnianie kolejnej linijki szlaczków.

A jak to jest u Twoich dzieci? Mają prace domowe?


Jeśli uważasz, że ten wpis może jeszcze komuś pomóc – udostępnij go znajomym.

A jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”

 

 

  • Moja córka miała zerówkę w przedszkolu i nie miała nic zadawane! Pierwszą klase zaczeła jako sześciolatka i tu juz było nieco inaczej!

    • I jak myślisz? To dobrze, że nie miała, czy wolałabyś, żeby jednak były te prace domowe w zerówce? :)

    • Aleksandra Jurkowska

      I jak myślisz? To dobrze, że nie miała, czy wolałabyś, żeby jednak były te prace domowe w zerówce?

      • Lepiej, ze nie miała, jednak była jeszcze mała :)

  • Ania Żardecka

    Jestem nauczycielką w klasach 0 – 3. Dzieci rozpoczynaja naukę w z różnym przygotowaniem i różnym tempem pracy (róznice w tempie pracy są zawsze). Ktoś wykonuje polecenie w 5 minut, a inny potrzebuje na to 15 minut. Dlatego ja nie zadaję do domu kolejnych prac, bo ci wolniejsi i tak mają zadane – dokończyć to, czego nie zrobili w czasie lekcji. A Rodzice upominają się o prace domowe – może chcą mieć trochę spokoju, gdy dziecko siedzi przy biurku? Bo bardzo często te prace wykonane w domu są niestaranne i z błędami, nie sprawdzone przez Rodzica (a przecież mama prosiła).Obecnie pracuję w zerówce i w piątek dzieci zabierają do domu ćwiczenia, aby Rodzice zobaczyli, co robiliśmy w ciągu tygodnia, ewentualnie uzupełnili i poćwiczyli z dzieckiem czytanie. Kolezanka daje dzieciom kserówki – kolorowanki, wykreślanki, rebusy. Większość zapomina je przynieść, przynosi poplamione, pogniecione. Dlatego ja nie zadaję, a Rodzicom zainteresowanym pracą domową polecam wartościowe (wg mnie) książki, do wspólnej nauki i zabawy w domu.

    • Aleksandra Jurkowska

      Świetny pomysł z tymi książkami :) Dziękuję bardzo za komentarz :) I fakt, że chcemy dzieci uczyć szacunku i odpowiedzialności tymi pracami domowymi, a ostatecznie kończy się właśnie czętso na tym, że te kserówki gdzieś giną, niszczą się, gną… Więc czy to tak naprawdę nauka szacunku do pracy? :)

    • Ania Klechniewska

      Można wiedzieć jakie książki poleca Pani do wspólnej nauki i zabawy?