Q&A: Jestem nieasertwyna, czy moje dziecko też musi takie być?

Mój blog jest po to, żebym mogła się na nim dzielić tym, czego nauczyłam się jako mama i nauczycielka. Piszę tu zarówno o ty, co sama przeżyłam, jak i o tym, czego dowiedziałam się z różnych innych źródeł. Od razu zaznaczam – nie jestem psychologiem ani coachem. Z wykształcenia i zawodu jestem nauczycielem. Mimo to, kiedy ktoś do mnie piszę z jakimś problemem – zawsze staram się odpowiadać, na tyle na ile umiem.

Dlaczego to piszę? Otóż ostatnio coraz częściej w mojej skrzynce znajduję pytania od Was – mam, które trafiły na ten blog i które szukają pomocy w codziennych problemach. Wydaje mi się, że wiele z tych problemów dotyka w mniejszym lub większym stopniu też innych mam, nie tylko autorek tych maili. Pomyślałam więc, że może warto pokazać je tu – na blogu? Może pomogą też komuś innemu? A może ktoś spośród Was przerabiał dokładnie to samo i może podzielić się sprawdzonym rozwiązaniem?

Dlatego przygotowuję właśnie całą serię wpisów „Q&A” – czyli takich gdzie to Wy zadajecie pytania, a ja staram się odpowiedzieć.

Pierwszy z nich napisała do mnie mama, która sama siebie nazywa „matka dron”:


 

Witam serdecznie, miałam dziś okazję przeczytać Pani artykuł „Leniwa matko, co z telefonem chodzisz na plac zabaw!” pozwolił mi on zrozumieć jaką krzywdę zrobiłam swojemu dziecku monitorując każdy ruch i dodając swoje trzy grosze do zabaw córki z innymi dziećmi.

Moja córka ma prawie pięć lat i ewidentnie nie radzi sobie z „silniejszymi organizmami” z ich krzykiem („mamo ona na mnie krzyczy”), mówieniem nie („mamo ona nie chce się ze mną bawić”) itp. Albo sytuacja z dnia dzisiejszego – podczas wycieczki przedszkolnej: (córka lubi siedziec przy oknie w autokarze i zwykle bywało tak, że jej koleżanka siedzi przy oknie w jedną a ona w drugą stronę) dziś jednak ani razu nie siedziała przy oknie i mówiąc mi o tym płakała. Powiedziałam tylko że musi walczyć o swoje, ale prawdę mówiąc nie umiem jej tej walki o swoje nauczyć…;( Zawsze wkraczałam do akcji widząc, że mojej córce dzieje się krzywda i może stąd wynika fakt, że ona w tych sytuacjach reagować nie potrafi….

Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że sama jestem osobą  mało asertywną, nad czym pracuję. Ale też  fakt, że córka od samego początku miała kontakt z dzieckiem „silnej, asertywnej i głośnej” matki (w tym samym wieku, na tym samym podwórku – córka szwagierki.) Wychodząc z założenia, że dzieci upodabniają się do swoich rodziców (ja delikatna, tłumacząca, nieasertywna, niewyszczekana, nieagresywna = córka delikatna, nieasertywna, niewyszczekana, nieagresywna VS. szwagierka asertywna, wyszczekana, krzycząca używająca siły = jej córka asertywna, wyszczekana, krzycząca używająca siły) z góry skazane jesteśmy na niepowodzenie.

Szkoda mi bardzo mojej córy w wszystkich tego typu kontaktach i pewnie dlatego reaguję, ale jest mi z tym źle i chciałabym pomóc i jej i sobie. Nie wiem czy ma Pani jakieś wykształcenie w tym kierunku, czy doświadczenie… ważne jest dla mnie to, czy jest Pani w stanie mi coś doradzić, ale na „konkretach”…. Proszę o pomoc choć nie wiem, czy nie jest już za późno….

Pozdrawiam, matka dron

P.S. Chciałabym dopisać jeszcze 1 sytuację, które może w jakiś sposób naświetli jeszcze mój i mojej córki problem:

Sytuacja 1:  jesteśmy w sklepie stoimy na przeciwko półki z musem owocowym. Podchodzi dziewczynka i bierze mus, na co jej mama: „wez więcej odrazu”. Dziewczynka kursuje kilkakrotnie od mamy do półki biorąc po kilka opakowań musu. MOJA CÓRA: „ja też mam ochotę na mus” JA: „to śmiało bierz”. Córa nieśmiało podchodzi bliżej półki (w między czasie zostały jeszcze 2 opakowania musu, ale już wraca dziewczynka, córa na mnie patrzy) JA: „Jesteśmy w sklepie, każdy może sobie wziąć mus z półki śmiało”. Córa się czai. Podchodzi dziewczynka i bierze pozostałe musy a moja córa w płacz; i znów JA: „Trzeba było walczyć o swoje…”

A ona taka sierotka marysia. Denerwuje mnie to strasznie, ale nie wiem co mogę jeszcze w podobnej sytuacji zrobić. Jakbym podeszła i wzięła te musy za nią to znowu jest „wtrącanie się” w jej sprawy, a tak ona płacze.

Bardzo proszę o pomoc…


Moja odpowiedź:

Dzień dobry.
Bardzo dziękuję za ten mail. Od razu na wstępie chciałam zaznaczyć, że na pewno nie jest za późno, bo nigdy nie jest za późno na pracę nad sobą. Co prawda nie jestem psychologiem, tylko pedagogiem z wykształcenia, ale tego jednego akurat jestem pewna.

Błędne koło

Z mojego doświadczenia wynika, że tak jak z resztą sama zauważyłaś, rodzicom trudno jest zaakceptować w dzieciach rzeczy, które u samych siebie uważają za wady. Ale to jest takie błędne koło – ja nie jestem asertywna, więc nie wiem jak mam taką być, a skoro nie wiem, to nie umiem pokazać własnemu dziecku, jak ma być asertywne, a ponieważ dzieci uczą się głównie na przykładzie – moje dziecko jest nieasertwne. A mnie rodzica to denerwuje, bo to jest cecha, której u siebie nie lubię i jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie dziecka nauczyć innego zachowania. Jestem więc zła i na siebie i na dziecko, ale nic się nie zmienia.
Ja zawsze w przypadku takich błędnych kół (sama też kilka przerabiałam, bo przecież i we mnie jest wiele cech, których w sobie nie akceptuję lub nie lubię), staram się zaczynać od siebie. Zrobić jakiś mały krok, żebym to ja – w swoich własnych sprawach, w codziennych sytuacjach była bardziej asertywna. Dowiedzieć się więcej, jak być asertywną, jak stawiać granice innym, jak osiągać to, czego sama chcę.


Pierwszy krok

Czyli moim zdaniem – pierwszy krok powinien być wzięciem się za siebie. Wtedy – po pierwsze dziecko będzie miało wzór do naśladowania, a nawet jeśli nie od razu wzór, to Twoja wiedza w tej dziedzinie się poszerzy i będziesz mogła pomóc dziecku, podpowiadając od czasu do czasu jakąś metodę, którą poznasz, chociaż nie koniecznie od razu opanuje. Na pewno dowiesz się też więcej o mechanizmach rządzących takimi zachowaniami, a czasami samo zrozumienie siebie i dziecka daje bardzo dużo.

Rozmowa z dzieckiem

Ale to oczywiście nie znaczy, że nie można zrobić nic zanim nie nauczysz się być asertywna. Myślę, że warto wykorzystać te codzienne sytuacje kryzysowe, żeby porozmawiać o nich z dzieckiem już na spokojnie, kiedy emocje opadną. Wspólnie opisać emocje jakie się w dziecku pojawiły, a potem poszukać sposobu żeby inaczej, bardziej asertywnie rozwiązać daną sytuację. Tak jak np. w wypadku tej sytuacji w sklepie:
„Jak się czułaś, kiedy chciałaś wziąć ten serek? (jeśli dziecko nie potrafi, to trochę pomóc) Bardzo go chciałaś, ale bałaś się go wziąć, prawda? Długo zbierałaś w sobie odwagę, żeby po niego sięgnąć i ta dziewczynka zabrała. Jak się wtedy czułaś? Co możesz zrobić następnym razem, kiedy będziesz czegoś chciała, ale będziesz się bała?”
Być może Twoja córka będzie miała odpowiedź na to pytanie, ale na początku prawdopodobnie będziesz musiała coś podpowiedzieć. np. „Może weźmiesz mnie wtedy za rękę i pójdziemy razem, żebyś bała się mniej?”  – Ja wiem, że to może się wydawać mało asertywne i samodzielne, ale szczególnie na początku lepiej jest tworzyć takie warunki, żeby dziecko czuło się najbezpieczniej jak to tylko możliwe. Już samo sięgnięcie po ten serek mogłoby być dla Twojej córki dużym osiągnięciem. A samodzielne podejście do lodówki, jak mama jest gdzieś „daleko” i nie chce podejść („może też się boi”) być może było po prostu za trudne.

Nauka wymaga czasu

Takie już obgadane sytuacje można też odgrywać np. na misiach czy innych zabawkach. Niektórym to pomaga. Tylko trzeba pamiętać, że normalne jest to, że dziecko po jednej takiej rozmowie, nie zacznie raptem odruchowo pamiętać o wspólnych ustaleniach. Mózg ludzki działa tak, że w stresie odruchowo wracamy do tych rozwiązań, które są nam najlepiej znane. Wtedy zamiast się denerwować, lepiej po prostu przypomnieć dziecku –
„Pamiętasz jak o tym rozmawialiśmy, teraz możesz zorbić to i to..”
Im więcej takich sytuacji omówicie, tym więcej dziecko będzie miało „narzędzi” do radzenia sobie w różnych innych sytuacjach. Im więcej razy sobie poradzi, tym większej pewności nabierze i tym mniej sytuacji problemowych skończy się płaczem.

Prośba o pomoc

Kolejna rzecz, której warto dziecka nauczyć, to proszenie o pomoc. Zamiast odruchowo reagować  i biec na ratunek, przy najmniejszej oznace niepokoju, przypominaj dziecku:
„Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, zawsze możesz mnie poprosić o pomoc.”
W sytuacji kryzyswej, dziecko może nie pamiętać o tym, więc też możemy je wtedy zapytać „Chcesz, żeby Ci pomóc?”  Ta pomoc może być naprawdę różna. Czasem wystarczy przytulić, czasem nazwać emocje i utwierdzić w przekonaniu, że te emocje są zrozumiałe, czasem zapytać, „co możesz teraz zrobić?” Ale czasem, szczególnie na początku można zapropnować, że zrobicie coś wspólnie.

Zaakceptuj trudne emocje

Jest jeszcze jedna bardzo ważna moim zdaniem rzecz – trzeba zaakceptować fakt, że nasze dziecko jest smutne, że jest mu źle, że przeżywa trudne emocje. Tylko przeżywając je, jest w stanie nauczyć się sobie z nimi radzić. Według mnie naszym zadaniem jako rodziców, nie jest stworzenie świata, w którym dziecko nigdy nie jest smutne, złe czy rozczarowane. Naszym zadaniem jest raczej nauczenie go, że z takimi emocjami można i trzeba sobie radzić.
„Jesteś smutna, bo nie udało Ci się wziąć tego serka. Bałaś się, czekałaś za długo i inna dziewczynka go zabrała. To przykre. Każdy czasem coś się nie uda. Jak mogę ci pomóc? Może chcesz się przytulić? Tych serków już nie ma, ale zawsze możemy się przytulić. Możesz też wybrać jakiś inny serek”
A kiedy emocje opadną. Za jakiś czas, w wolnej chwili porozmawiać, co można było zrobić inaczej, tak jak pisałam już wcześniej.
nieasertywne dziecko

To nie porażka – to lekcja

Naprawdę nie trzeba każdego problemu dziecka traktować jako katastrofy. Każda trudna sytuacja, to dla dziecka lekcja. Ja wiem, że przykro się na to patrzy i że jako rodzice, chcemy żeby nasze dziecko się ciągle uśmiechało, ale to nie jest możliwe. Warto więc zaakceptować fakt, że nasze dziecko płacze, że jest złe czy smutne. Przyjąć to za sygnał, który mówi, że mału człowiek nie umie sobie z czymś poradzić. Ale jeśli nie umie sobie poradzić – to nie znaczy, że musimy to robić za nie. To raczej znaczy, że powinniśmy oswoić z nim daną sytuację, nazwać uczucia, które przeżywa, pokazać sposoby na poradzenie sobie z tymi emocjami i sposoby, które pomogą naststępnym razem osiągnąć sukces. W końcu te problemy naszych pięciolatków z perspektywy czasu są bardzo małe. To tylko serek. To, że Twoja córka go nie dostała, to tak naprawde nic wielkiego.
Oczywiście – dla niej, w danej chwili, to tragedia. I trzeba to zrozumieć. Ale z perspektywy czasu, przy odrobinie pomocy, to tylko lekcja, która pomoże jej załatwić sprawy dużo trudnjesze w przyszłości. To tak jak w szkole (nie lubię szkoły, ale tutaj wydaje mi się to porównanie usprawiedliwione): jeśli dostałaś jedynkę z kartkówki, to wiesz, że do klasówki musisz się po prostu lepiej przygotować. To że powtarzając do sprawdzianu nie znasz odpowiedzi na jakieś pytanie, oznacza tylko, że powinnaś się jeszcze raz przyjrzeć tematowi, że jeszcze czegoś nie wiesz i musisz się po prostu douczyć. I tak samo ten serek, ozancza tylko, że Twoja córka musi się po prostu jeszcze nauczyć jakiejś umiejętności. A nie, że już do końca życia będzie nieasertywna.

Laboratorium

I ten plac zabaw w tekście o „Leniwej matce” to moim zdaniem takie laboratuorium. Jest to miejsce gdzie dzieci maja możliość przetestowania tego, co już umieją na temat życia społecznego, a czego jeszcze nie. Przetestowania różnych rozwiązań. Sprawdzenia co działa. Siłę rzeczy – nie działa wszystko. I ważne jest, żeby dzieci miały taki czas i miejsce, żeby to wszystko testować. Ale waże jest też, żeby wiedziały, że zawsze mogą poprosić kogoś (np. mamę) o pomoc i mama pomoże. Co nie znaczy, ze zawsze rozwiąże za dziecko sytuację. Czasem po prostu podpowie czy wesprze. A my na tym placu zabaw mamy szasnę popatrzeć czego już nauczyliśmy nasze dzieci o życiu, a czego jeszcze powinniśmy je nauczyć. I porozmawiać o tych rzeczach, których dziecko nie umie, ale na spokojnie, bez emocji, przy całkiem innej okazji.
Trochę się rozpisałam, mam nadzieję, że choć trochę pomogłam. W razie jakichś pytań – chętnie odpowiem.
Pozdrawiam
Ola Jurkowska

Jeśli to czytasz, i chciałabyś coś jeszcze podpowiedzieć Mamie Dron, bardzo proszę – pisz w komentarzu.

Jeśli uważasz, że ten wpis może jeszcze komuś pomóc – udostępnij go znajomym.
A jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.
Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś ze swoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”