20 powodów, żeby zrobić sobie prezent z okazji Dnia Matki

Dzień Matki zbliża się wielkimi krokami. I chociaż oczywiście spodziewam się, że pod kierownictwem swojej Pani w przedszkolu Klusek wyczaruje dla mnie jakiś wspaniały prezent, pomyślałam, że sama też coś sobie przygotuje. W końcu to mój dzień, no nie?

Matka niewystarczająco dobra

Na codzień mam takie przytłaczające wrażenie, że wokół mnie pełno jest rzeczy do zrobienia. Gdzie się nie obrócę, widzę coś za co powinnam się zabrać najlepiej już teraz, natychmiast. Pranie, zmywanie, bałagan w pokoju, recenzja do napisania, ksiażka do przeczytania, maile do odpisania, lekcje do przygotowania, testy do sprawdzenia, obiad do ugotowania, dzieci do położenia spać… To tylko kilka przykładów z bardzo obszernej listy. Dzień za dniem upływa mni na wykreślaniu kolejnych zadań z listy, a ostatecznie i tak mam wrażenie, że niczego nie zrobiłam, że dzieci zaniedbane, nie miałam czasu poćwiczyć z nimi umiejętności, które chciałabym żeby już miały opanowane, dom to istny chaos, znów nie porozmaiwałam z mężem, a i w pracy mogłabym coś zrobić lepiej, a moje zachowanie też znów pozostawia wiele do życzenia, bo nie potrzebnie się wkurzyłam, niepotrzebnie nawrzeszczałam, nie mówiąc już o tym, że zamiast iść pobiegać – zjadłam całą czekoladę… Kolejny dzień, kolejny tydzień, kolejny miesiąc, kolejny rok, upływa mniej więcej w ten sam sposób. Masz tak czasem?

No właśnie – codziennie skupiam się na tym, co zrobiłam źle. Co mi nie wyszło i nad czym powinnam jeszcze popracować, ale przecież nie mam już siły.

Pomyślałam, że z okazji Dnia Matki zmienię trochę swoje nastawienie i zastanowię się czy jest coś takiego, co przez te prawie 6 już lat zdobiłam dobrze i za co należy mi się jeśli nie nagroda, to przynajmniej dobre samopoczucie.

dzień matki, matka nieidealna


Czytaj też: Trudny moment, czyli jak naprawdę wygląda dzień matki


Należy mi się prezent bo:

1) Spędziłam łącznie 18 miesięcy swojego życia na zmianę, latając do łazienki co chwila, odczówając mdłości, ze zgagą, czując się jak słonica z opuchniętymi nogami i dostając zadyszki przy wchodzeniu na pierwsze piętro, a w dodatku coś z uporem maniaka kopało mnie we wszystkie organy wewnętrzne jakie tylko udało mu się namierzyć (głównie chyba jednak w pęcherz) . Przez 6 z tych 18 miesięcy nie mogłam pić, a nawet wąchać kawy. Spędziłam godziny w poczekalniach u lekarza, podpięta do dziwnych aparatur, denerwując się czy wszystko będzie w porządku, czy mogę to zjeść, czy mogę to zrobić, czy mogę tam pójść, czy to przypadkiem nie zaszkodzi mojemu dziecku. Ale przeżyłam.

2) Przeżyłam też 15 godzin skurczy, potem kolejne trzy godziny skurczy w pozycji głównie leżącej podłączona do pompy z oksytocyną, przeżyłam strach kiedy pojawiły się zielone wody, a po cesarce nikt nie chciał mi powiedzieć, co się dzieje z moim dzieckiem.

3) Dwa razy przeżyłam dochodzenie do siebie po cesarskim cięciu, co też nie było wcale ławte i przyjemne.

4) Udało mi się nauczyć moje dziecko ssania piersi, chociaż dostałam Kluska do rąk dopiero 9 godzin po porodzie, w dodatku nakarmionego. Przeszłam przez etap pokrwawionych sutków i karmiłam ciągiem przez 5 i pół roku. Przez kilka miesięcy nie jadłam nabiału, chociaż do tej pory był podstawą mojej diety. Nie mówiąc już o innych przyjemnych rzeczach, które musiałam ograniczać.

5) Przez ponad cztery lata nie przespałam ani jednej całej nocy. A przez większość tego czasu byłam brutalnie budzona, co godzinę lub dwie.

6) Przeżyłam pół roku, kiedy Misiek codziennie płakał przez pół dnia i nic, ale to nic nie pomagało. A potem kolejne pół roku, kiedy wszystko musiało odbywać się jak w zegarku, bo inaczej Misiek płakał pół nocy i nic nie dało się na to poradzić.

7) Przeżyłam wychodzenie 40 małych ząbków, z których rzaden nie chiał wyjść po cichu i w sposób pokojowy.

8) Moje dzieci przeżyły do tej pory w całości i bez większych uszczerbków na zdrowiu.

9) Przetrwałam razem z moimi dziećmi dwa zapalenia płuc, liczne zapalenia oskrzeli, uszu, ospę wietrzną i inne pomniejsze katary i kaszle. Spędzając często tygodnie w domu bez możliwości wyjścia gdziekolwiek. Spędziłam wiele godzin w kolejce do pediatry i w końcu nauczyłam się z dużym prawdopodobieństwem rozpoznawać kiedy muszę iść z nimi do lekarza, a kiedy lepiej zostać po prostu w domu. Nauczyłam się też czym i jak najskuteczniej leczy się choroby moich dzieci.

10) Od jakichś trzech lat codziennie odpowiadam na sto piędziesiąt milionów bardzo ważnych pytań. A każda moja odpowiedź jest tylko wyjściem do następnego pytania „a czemu tak?”.

11) Moje dzieci uwielbiają książki i pozwolę sobie myśleć, że to też moja zasługa.

12) Moje małżeństwo wytrzymało pojawienie się dwóch nowych członków rodziny i chociaż nie zawsze był to proces pokojowy, miły i przyjemny, ostatecznie w tym roku będziemy obchodzić 10 rocznicę ślubu.

13) Moje dzieci codziennie mają śniadanie obiad i kolacje. W różnej formie, ale na pewno nie chodzą głodne.

14) Wróciłam do pracy. Nie na pełen etat, ale jednak wróciłam.

15) Moje dzieci często się uśmiechają, nie boją się ludzi, mają swoje zdanie, są inteligentne, samodzielne, potrafią okazać współczucie a czasem nawet same po sobie posprzątają. I mam nadzieję, że chociaż część z tego to moja zasługa.

16) Przeżyłam przygodę z odpiwluchowywaniem, a już bez wchodzienia w szegóły trwało to u nas za każdym razem strasznie długo.

17) Wspólnie z Kluskami udało nam się pokonać wiele problemów dnia codziennego – strach przed huśtawką, przed robalami, nadmierną ostrożność, rozrzucanie wszystkiego po podłodze, opanowanie jedzenia sztućcami, samodzielnego ubierania się, samodzielnej zabawy itd.

18) Wspólnie praktycznie codziennie uczymy się czegoś nowego. Raz tego, że ślimaki wychodzą po deszczu, innym razem dodawania, nazw dinozaurów na każdą literę alfabetu, a jeszcze innym – tego czym są podatki.

19) Pomimo tego, że nie raz i nie dwa stanęłam już bosą stopą na zostawionym gdzieś na środku klocku Lego, nie wyrzuciłam ich wszystkich w ch… przez okno, tylko dalej pozwalam się moim dzieciom rozwija,ć tworząc kolejne konstrukcje i rozrzucając kolejne klocki

20) Nie uciekłam, chociaż czasami dobijała się do mnie taka myśl, żeby rzucić to wszystko. I chociaż są takie dni, że to jest jedyna dobra rzecz jaką mogę na koniec dnia o sobie powiedzieć, to jednak wpisuję ją tu na listę.

21) A poza tym mam dwóch wspaniałych synów, obaj powstali między innymi dzięki mnie. Gdyby nie ja – nie było by ich tutaj. To chyba dobry powód, żeby być z siebie dumną, prawda?


Czytaj też: Wysoko Wrażliwa Mama

Z okazji Dnia Matki


Mogłabym tu pewnie dopisać jeszcze kilka(naście) punktów, ale już po tych, które wymieniłam czuję się znacznie lepiej. Poza tym nie chcę Cię zanudzić, więc na tym skończę. Naprawdę warto czasem stanąć i pomyśleć ile już udało nam się osiągnąć. Bo w codziennym pośpiechu dużo bardziej rzucają nam się w oczy rzeczy, których jeszcze nie zrobiłyśmy i te, które jeszcze nam się nie udały. A przecież każda z nas osiągnęła już tak wiele. Każda z nas ma się czym pochwalić. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Mamy.

A co Tobie udało się osiągnąć w byciu mamą? Bardzo chętnie się dowiem, proszę napisz mi w komentarzu. Jeśli możesz, udostępnij też ten wpis znajomym mamom, niech i one z okazji swojego święta przystaną na chwilę i zastanowią się nad tym, ile już udało im się zrobić.

  • Myślę, że wiele z nas może się podpisac pod większością tych punktów :) Tez mam ochotę nie raz wyrzucić coś na co wpadnę, tez mam czasem dosć, nie przespane noce towarzyszyły mi do czasu az córka poszła do szkoły :)

    • Aleksandra Jurkowska

      Też myślę, że nie jestem wyjątkowa :) Ale czasem miło sobie uświadomić wszystko to, co już udało się zrobić :) Pozdrawiam :)