Rozszerzanie diety – podstawy BLW

Czy Ty też gubisz się w kalendarzach rozszerzana diety? Męczy Cię gotowanie dla każdego z osobna? A słoiczki – nie przekonują? Jeśli tak – mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Są prostsze sposoby na rozszerzanie diety dziecka. O prostym sposobie, który sprawdził się u nas, będę dzisiaj pisać.

Dotarło do mnie ostatnio kilka pytań o to, jak rozszerzać dietę dziecka. W związku z tym postaram się  w ramach cyklu wpisów poświęconych takiej podstawowej opiece nad dziećmi, dla rodziców, dopiero zaczynają swoją przygodę w nowej roli – poruszyć temat rozszerzania diety.


Czytaj też: Jakie pieluchy wielorazowe wybrać?

Mamy sposoby na przeziębienie.


To musi być prostsze!

Nie będzie to typowy poradnik, z podaniem przykładów co i kiedy należy podać po raz pierwszy, na co jeszcze za wcześnie, a na co już za późno. Chociaż myślę, że część rodziców czegoś takiego właśnie oczekuje.

Ja jednak mam nieodparte wrażenie, że to całe rozszerzanie diety, te ciągłe zmiany założeń, wcale nam – rodzicom nie pomagają. Jednego roku pół żółtka dziennie, innego całe, jeszcze innego co dwa dni. Gluten przed dziesiątym miesiącem, po roku… Soczki od czwartego miesiąca, od pół roku… I tak ze wszystkim. Co chwila to się zmienia, a czasem nawet w jednej chwili jest kilka teorii na temat danego produktu. Ja się nie dziwie, że rodzice głupieją.

Ale później sobie myślę – czy to aby nie jest utrudnianie sobie na siłę życia? Czy jeśli to wszystko byłoby naprawdę tak skomplikowane, to człowiek dotrwał by do swojego obecnego stanu na drodze ewolucji? Czy jaskiniowe matki miały tabele do rozszerzania diety? Czy małpy, które przecież są tak do nas podobne (przynajmniej genetycznie), zastanawiają się, co dzisiaj podać małym na obiadek? Wątpię. To czemu my na siłę próbujemy być mądrzejsi od natury? Nie wiem. Ale ten tok rozumowania doprowadził mnie, kiedy byłam jeszcze bardzo początkującą mamą niemowlaka na ślad metody znanej pod nazwą BLW.

BLW – z czym to się je?

Dlatego nie przeczytasz tu, w którym miesiącu masz wprowadzić gluten, a w którym banany. Tego Ci nie powiem. Powiem Ci za to czym ja się kierowałam rozszerzając dietę, czyli przedstawię podstawowe założenia pradawnej metody karmienia niemowląt, w ostatnich latach znanej jako BLW – „baby led weaning” lub po polsku „bobas lubi wybór”.


Czytaj też: Bobas Lubi Wybór i Klusek też

BLW – wnioski z eksperymentów na Klusku


 

Podstawowe założenia BLW

1) Dziecko najlepiej wie kiedy powinno zacząć jeść. To podstawowa zasada. Dziecko wie najlepiej kiedy chce zacząć rozszerzanie diety – dopóki samo nie jest zainteresowane jedzeniem dorosłych, nie należy mu na siłę go podawać. Jak będzie gotowe – samo po nie przyjdzie.

Najczęściej następuje to w okolicach szóstego-siódmego miesiąca. Wcześniej organizm dziecka i tak podobno nie trawi nic poza mlekiem. Za taki najbardziej widoczny sygnał gotowości do jedzenia uznaje się z jednej strony  moment w którym dziecko już samodzielnie siedzi. Wtedy też najczęściej zaczyna wyciągać łapki po jedzenie na dorosłym talerzu. To są znaki, że pora przygotować mu własny talerzyk (albo raczej tackę).

2) Cała rodzina powinna jeść zdrowo, bo dziecko chce naśladować dorosłych – chce jeść to samo co mama i tato, a nie papki i przeciery. Dlatego o ile rodzice jedzą zdrowo, nie ma sensu gotować dziecku oddzielnego obiadku. Oczywiście na początku warto uwzględnić fakt, że dziecko się uczy i podawać mu raczej rzeczy miękkie (np. gotowane warzywa, miękkie owoce), ale dziecko szybko dojdzie do wprawy i później już wystarczy tak komponować posiłki dla całej rodziny, żeby były zdrowe. A to czy będzie w nich gluten, żółtko, białko, truskawki czy cokolwiek innego – nie ma już większego znaczenia. Oczywiście jeśli okaże się, że dziecko ma na coś alergię, to wycofujemy dany składnik z diety, ale nie robimy tego tylko dlatego, że potencjalnie uczula. Z resztą, według badań przedstawionych w książce „BLW – Bobas Lubi Wybór” – dzieci najczęściej same wiedzą, co może im szkodzić, a co nie i jeśli są na coś uczulone to zwyczajnie odmawiają jedzenia.

Oczywiście ta zasada o samodzielnym decydowaniu ma rację szansę bytu tylko i wyłącznie wtedy, kiedy to co proponujemy dzieciom jest zdrowe. Nie proponujemy dzieciom chipsów, słodyczy, serków z cukrem i syropem glukozowo-fruktozowym, ani tym podobnych rzeczy.

3) Nie zmuszamy dziecka do jedzenia – według takich całkiem „czystych” założeń BLW, nie powinniśmy nawet pomagać dziecku przy jedzeniu. Nie ma mowy o karmieniu łyżeczką, ani niczym takim. Dziecko powinno jeść samodzielnie, od samego początku. Początkowo jest oczywiście przy tym dużo bałaganu, bo dzieci większość czasu spędzają na zabawie jedzeniem, oraz jedzą w zasadzie całą swoją powierzchnią, ale z czasem nabierają pewności siebie i umiejętności w posługiwaniu się sztućcami.

Ja jednak, tak jak już kiedyś pisałam, po doświadczeniach na Klusku doszłam do wniosku, że tylko niektóre rzeczy pozwalam jeść samodzielnie. Innymi karmię. Ale nie na zasadzie – musisz zjeść, no za mamusie, za tatusia, otwórz pyszczek… Jeśli Micha chce jeść, to otwiera buzię, jak nie otwiera, to znaczy, że nie chce i moją rolą jest to uszanować. Dlaczego doszłam do takich wniosków? Przeczytasz tutaj: BLW – wnioski z eksperymentów na Klusku.

4) Podstawą diety i tak jest mleko – w początkowej fazie rozszerzania diety dziecko i tak większość potrzebnych kalorii i składników odżywczych pobiera z mleka (najlepiej gdyby było to mleko mamy) – zawarte w nim składniki i kalorie są wystarczające do zdrowego rozwoju dziecka. Wszystko inne jest dla niego tylko formą poznawania świata, zapoznawania się z jedzeniem i nauki samodzielności. Nie ważne więc, że dziecko 3/4 obiadu wywali na podłogę, albo wsmaruje sobie we włosy – nie ma co się denerwować, że przez to będzie głodne i przestanie rosnąć. Nie. Bo podstawą jego diety i tak powinno być mleko. W momencie, w którym dziecko zacznie jeść więcej innego jedzenia, samo stopniowo zmniejszy ilość wypijanego mleka i stopniowo rozpocznie proces przestawiania się na „normalne” jedzenie.

Podsumujmy

Podsumowując to wszystko, żeby rozszerzać dietę dziecka bez patrzenia w tabelki i gotowania dla każdego członka rodziny osobno należy dla wszystkich gotować zdrowo, pozwalać dziecku jeść co chce (w granicach proponowanych przez nas zdrowych produktów) i ile chce i dopiero wtedy, kiedy będzie na to gotowe, a za podstawę żywienia uznawać mleko.

Ja trzymałam się tych zasad i uważam, że są dużo prostsze niż rozszerzanie diety metodą obecnie uznawaną za „tradycyjną” – czyli z kalendarzem, papkami, słoiczkami itp. W dodatku ma ona również inne plusy, np. nauka samodzielności, kształcenie pewności siebie itp. Chociaż oczywiście są i minusy (głownie bałagan). Ale temat plusów i minusów metody BLW poruszę w kolejnym wpisie, tak samo jak kwestie kilku nieporozumień związanych z tą metodą.

A tymczasem, jeśli zainteresował Cię ten temat, polecam książkę „Bobas Lubi Wybór” oraz forum Baby Led  Weaning na Gazeta.pl

 

Jeśli podoba Ci się ten wpis, proszę, udostępnij go dalej, być może ktoś z Twoich znajomych też czegoś się z niego dowie lub daj mi znać w komentarzu.

Jeśli uważasz, że to wszystko bez sensu – komentuj śmiało, konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana.

 

  • Post bardzo pomocny. Utwierdza mnie w przekonaniu, że instynkt matki i dziecka jest ważniejszy niż czyjeś zdanie, a to nie od początku było dla mnie oczywiste. Dziękuję!

    • Cieszę się, że mogłam pomóc:) Właśnie też odnoszę takie wrażenie, że obecnie mamom brakuje pewności w tym co robią. Może dlatego, że za bardzo chcemy, żeby wszystko było na najwyższym poziomie? :)

  • Ja nie chciałam stosować BLW, ale dziecko jak już zaczęło siadać inaczej nie chciało jeść. Później bardzo polubiłam tę metodę, bo wiedzę jej wiele plusów. I wielu specjalistów również mnie utwierdza w tej decyzji.

  • Esk

    U nas niestety BLW nie wypaliło. Snek nie chciał jeść niczego, co nie było wymieszane z jaglanką. Najpierw nawet drobne kawałki warzyw z obrzydzeniem wypluwał, w następnych dniach reagował bezdechem a później nieufnie zaciskał usta i robił wielkie oczy. Zależało mi, żeby zaczął jeść pokarmy stałe bo miał duże problemy z refluksem, a że zazaczęliśmy podawać je dopiero w ósmym miesiącu bo dopiero wtedy pewnie usiadł nie chciałam dłużej czekać aż przywyknie do BLW. Zjadał natomiast olbrzymie ilości jaglanki czy ryżu z wmieszanymi warzywami lub owocami. Smakowało mu wszystko oprócz ziemniaków. Nie zgodzę się, że dzieci instyktownie wiedzą, jakie jedzenie im szkodzi, bo po wchłonięciu wielkiej porcji owsianki dostał okropnej alergii. Wiem, że niektórzy czują pieczenie w ustach po zjedzeniu alergizujących pokarmów więc być może temu dzieci nie chcą ich czasem jeść. Może właśnie temu nie chce ruszyć ziemniaków. Jako mama alergika wiem, że niełatwo jest dojść, które pokarmy alergizują, nawet jeśli wprowadzamy je stopniowo, więc co by było, gdybym stossowała BLW. Nie bawiłam się za to w blendowanie i przestałam rozdrabniać pokarmy, jak tylko zauważyłam, że dobrze sobie radzi z większymi cząstkami. Na samym początku pozwalałam mu samemu decydować ile chce zjeść, bo wierzyłam, że sam najlepiej wie, co jest dla niego dobre ale od kiedy dostał alergii po owsiance podawałam nowe produkty w niewielkich ilościach. BLW ma mnóstwo plusów i przy następnym dziecku znowu jej spróbuję ale z doświadzenia wiem, że nie dla każdego jest dobra.

    • Niełatwe musi być życie z małym alergikiem, ale prawdą jest to co, BLW może się nie sprawdzić w czystej formie jeśli dziecko jest w jakiś sposób chore – ma zaburzenia integracji sensorycznej, alergie itp. Ale tak jak mówisz – jeśli już wiemy, że coś jest nie tak, to bierzemy to pod uwagę przy rozszerzaniu diety. Pozdrawiam i oby jak najmniej alegenów na Waszej drodze;)

  • Mala

    Jak dla mnie artykuł jest masakryczny. Przepraszam z góry za swoje słowa nie chce nikogo nimi urazić ale swoją opinię musze wydać. Jak dla mnie osoba która pisała ten post jest totalnie nie kompetentna jeżeli chodzi o temat żywienie dzieci. Powołuje się na własne doświadczenia a ja mam wrażenie ze opowiada o dziecku jak by je karmila dopiero gdy miało co najmniej rok czasu. Od kiedy to przepraszam dziecko pół roczne przelknie nie zmiksowane potrawy?? Bo mowa jest o podawaniu miękkich rzeczy. Podstawą może i jest mleko ale po pół roku to rośnie zapotrzebowanie na więcej składników odżywczych i wit których w mleku niestety jest już mniej, dajmy na to żelazo. Po drugie moje dziecko chciało jeść juz jak miało 4,5 miesiąca wiec co to za kity się wciska ze nic nie jest w stanie organizm przyjąć oprócz mleka do 6 miesięcy. Na domiar jeszcze tego wszystkiego człowiek przyrownywany jest do epoki kamienia lupanego i małp?? Litości. W związku z tym czemu autor artykułu nie karmi swoich dzieci wyłącznie bananami przecież to taka natura. Jak dla mnie ktoś się oczytal książek o żywieniu i przełożył na swój sposób. Na dodatek mowa jest o pełnej swobodzie i nie stosowaniu się do schematów a co chwila przytacza się książkowe anegdoty. Jak dla mnie totalna porażka nie tego oczekiwałam po tym artykule i się zawiodlam. Jeżeli ktoś nie ma zielonego pojęcia na jakiś temat to nie powinien się wypowiadać zupełnie

    • Każdy może mieć własne zdanie. Nie widzę w tym problemu. Ja piszę o tym, czego sama się nauczyłam i co stosowałam. Ale tak dla ścisłości – a) zaczęłam rozszerzać dietę jak moje dzieci miały jakieś 6-7 miesięcy. Bez problemu moje dzieci radziły sobie z przełykaniem w tym wieku, pomimo tego, że nie miksowałam im nic. (Z resztą, po raz kolejny moje pytanie – jakim cudem ludzkość przetrwała i ewoluowała do tego momentu skoro blender został wynaleziony dopiero na początku XX wieku a i sitka nie pojawiły się na ziemi wraz z człowiekiem?). Natomiast twierdzenie, że w mleku jest czegokolwiek mniej po pół roku jest dla mnie powtarzaniem anegdotek. A żelaza od początku w mleku prawie nie ma (chociaż według niektórych badań jest ono na tyle dobrze przyswajalne, że ta niewielka ilość która jest, wystarcza. Z resztą, dziecko półroczne nie musi zjeść całego kotleta, żeby zaspokoić swoje zapotrzebowanie na żelazo. Więc to co to za różnica czy zje łyżkę zmielonego czy niezmielonego.
      Nie pisałam też nigdzie, że organizm nie jest w stanie przyjąć jedzenia, tylko że go nie przetrawi. To znaczy z jednej strony wleci, z drugiej wyleci.
      Aha, i wbrew pozorom dieta małp jest szersza niż tylko same banany. Pozdrawiam