Do beznadziejnego rodzica!

Widzę cię.

Widzę cie na ławce w parku siedzącego z iPhonem. Twoje dziecko cię woła, ale dopiero za trzecim czy czwartym razem orientujesz się, że „Mamo!” dobiegające z placu zabaw jest do ciebie. Podnosisz na chwilę wzrok znad ekranu, machasz i zaraz wracasz do cyfrowej wyroczni w twojej dłoni.

Widzę cię w supermarkecie w kolejce razem z dziećmi. Starsza chce coś, co wygląda na plastikową butelkę wypełnioną cukrem w płynie. Kiedy mówisz nie, zaczyna płakać. Łapiesz ją za rękę, przyciągasz jej ucho blisko swoich ust i chociaż nie słyszę co tam szepcesz, wiem, że to coś złego. To widać po wyrazie jej twarzy, kiedy odkłada słodycz na półkę.

Widzę cię w restauracji. Twój najmłodszy syn je nuggetsy i makaron z serem, pewnie po raz n-ty w tym miesiącu. Jego zatłuszczone paluchy trzymają telefon, a on ogląda prawdopodobnie jakąś odmóżdżającą bajkę, której używasz jako niańki, bo jesteś zbyt leniwy, żeby samemu się nim zająć.

Widzę jak ponoszą cię nerwy w centrum handlowym. Twoje dziecko rozlewa napój na podłogę, a twój gniew jest nieadekwatny do sytuacji. Ludzie stają i gapią się na ciebie. Twoje słowa są głośne i krzywdzące, a ja zastanawiam się jaką to krzywdę wyrządzasz właśnie swojemu dziecku.

Ale nie widzę wszystkiego.

Nie widzę, że …

Ciągle bawisz się z córką. Wieczory po powrocie z pracy spędzacie na wspólnym czytaniu książek.. Co tydzień we wtorek chodzicie razem do księgarni, żeby mogła sobie wybrać dwa komiksy w nagrodę za swoją ciężką pracę. W weekendy bierzesz swoje dzieci do parku pełnego innych dzieci. Chcesz, żeby umiały się bawić z innymi i miło spędziły czas, kiedy ty nadrabiasz zaległości w swojej skrzynce mailowej na telefonie.

Nie widzę, że …

Odbierając dzieci z przedszkola musisz jeszcze wpaść na chwilę do sklepu po kurczaka i mleko, żeby móc ugotować im kolację. Dzień wcześniej twoja córka zjadła coś słodkiego zaraz po powrocie do domu i nie chciała potem jeść kolacji ugotowanej przez ciebie. Rozmawiałyście o tym i ona wie, że nie może dostać nic słodkiego przed kolacją, ale i tak o to prosi. Przyciągasz ją do siebie, żeby po cichu przypomnieć jej dlaczego, nie może dostać nic słodkiego i prosisz ją, żeby odłożyła butelkę na półkę. Ona pamięta i odkłada, chociaż jest trochę smutna.


Nie widzę, że…

Niezbyt często wychodzicie do restauracji. Musicie oszczędzać, a wyjście czterech osób na kolację jest drogie. Jednak jest to coś wyjątkowego, więc chcesz, żeby wszyscy dobrze się bawili. Dla ciebie przyjemnością jest średnio wysmażony stek i ziemniaki. Dla twoich dzieci, to nuggetsy i makaron z serem. To wyjątkowy wieczór… więc kiedy twoje dziecko po raz trzeci próbuje wejść do kuchni, stwierdzasz, że jesteś w stanie pogodzić się z krytycznymi spojrzeniami ludzi wokół, po to, żeby porozmawiać z mężem – po raz pierwszy w tym tygodniu.

A krzyki w centrum handlowym? Nie widzę, że cały tydzień nie mogłeś się wyspać. Nie widzę, że właśnie tego dnia pokłóciłaś się z mężem i ciągle o tym myślisz. Nie widzę, że masz stresującą pracę i że zazwyczaj takie mało istotne rzeczy nie wyprowadzają cię z równowagi. Nie widzę tych wszystkich sytuacji, kiedy nie nakrzyczałaś na swoje dziecko. Nie widzę, że później przepraszasz dziecko i tłumaczysz mu, że czasami nawet dorośli się złoszczą i krzyczą, co oczywiście nie usprawiedliwia twojego zachowania, ale ludzie popełniają błędy. Nie widzę, jak twoje dziecko ci wybacza.

I właśnie w tym problem. Nie widzę nic, poza tym małym urywkiem twojego życia – telefonem, nuggetsami, rozlanym napojem i złością na twarzy. To wszystko co widzę, ale z jakiegoś powodu wydaje mi się, że cię znam. Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że wiem jakim rodzicem jesteś. Jesteś „beznadziejnym rodzicem”. Ale wiesz co? Jeśli odpowiednio wybierzesz urywki z mojego życia – ja też taka jestem. Czasami też jestem beznadziejnym rodzicem. A czasami jestem rodzicem wzorowym. Tak jak ty. Więc zawrzyjmy pakt.

Dajmy sobie nawzajem kredyt zaufania. Pamiętajmy, że wiele jest rzeczy, których o sobie nie wiemy. Zamiast potępiających spojrzeń i głośnego wzdychania, uśmiechnijmy się do siebie i wymieńmy spojrzenia, które mówią „Ja też to znam.” Kiedy jest nam naprawdę ciężko wysłuchajmy się wzajemnie i zatrzymajmy nasze rady dla siebie, dopóki druga strona o nie nie poprosi. I najważniejsze – uświadommy sobie, że my też czasem jesteśmy beznadziejnymi rodzicami. Wszyscy mamy na swoim koncie wzloty i upadki. A przez resztę czasu jesteśmy gdzieś pośrodku robiąc co w naszej mocy.

Świadomość, że jesteśmy w tym razem sprawia, że ta… siostrzana więź matek, braterska więź ojców, drużyna rodziców… jakkolwiek by jej nie nazwać, jest naprawdę wyjątkowa. Wiedząc, że nie jesteśmy z tym sami, łatwiej nam znosić upadki, cieszyć się wzlotami i czerpać radość ze wszystkiego pomiędzy. Więc proszę beznadziejni/wspaniali/i wszystko-pomiędzy rodzice – po prostu wyluzujmy, mniej osądzajmy i cieszmy się życiem.

Spotkajmy się gdzieś po drodze.


Czytaj też: 10 książek, które zmieniły moje podejście do wychowywania dzieci.


 

Tekst zamieszczony powyżej pochodzi z bardzo ciekawego bloga Ask Your Dad i został przetłumaczony przeze mnie i opublikowany tutaj za zgodą autora. 

 Zachęcam do udostępniania – bo problem oceniania innych rodziców jest dość powszechny. I jestem też bardzo ciekawa jak często Tobie zdarza się pomyśleć – „Jestem lepszym rodzicem niż…”?

Przy okazji chciałam wspomnieć o tym, że na naszym kluskowym fanpageu zaczynamy dzisiaj akcję pod tytułem „Jesień na dworze” i w związku z tym, przez następne siedem dni będą się tam pojawiać pomysły na spędzanie czasu z dziećmi jesienią na dworze. Postaramy się z Kluskami wymyślić coś ciekawego na każdy dzień tygodnia. Jeśli chcecie dołączyć – serdecznie zapraszam.




  • Fajnie, że podzieliłaś się tym tekstem, a autor pozwolił na publikację.
    Jest warty przeczytania i pomyślenia czy my nie oceniamy innych rodziców właśnie na podstawie krótkiego epizodu

    • Takie przemyślenia pojawiły się też u mnie, po przeczytaniu tego tekstu:)

  • Aga Zgaga

    Och… Najpierw stuprocentowo utożsamiłam się z pierwszą częścią tekstu. Potem mnie olśniło i przytakiwałam drugiej części. A ostatecznie złoty środek znaleźć jest szalenie trudno. Bo gdybyśmy nie reagowali na przeróżne sytuacje, których jesteśmy świadkami, bólu, upokarzania i niesprawiedliwości byłoby mniej. Mówię to ja – beznadziejna ale świadoma matka. Myślę, że wiele razy zaczepienie i spytanie „Czy mogę pomóc?” (nie: „Co Pani robi?! Zwariowała Pani?!” choć ciśnie się na usta) będzie sygnałem, że: trzeba popracować nad opanowaniem, odstresowaniem, rozmową z dzieckiem, okazywaniem szacunku. Będzie to alarm, by na coś zwrócić uwagę. Może by inaczej planować czas? Zerknąć w hiperważne maile jak dzieci pójdą spać? Lub wręcz przeciwnie – nie siedzieć przed tv lub komputerem do 1 w nocy tylko dać ciału i psychice odpocząć? Na pewno stresu będzie mniej. Może popracować nad językiem, by każda uwaga płynęła do dziecka z szacunkiem? Reakcja otoczenia może być też znakiem, że nie jesteśmy przeźroczyści… Że widać, jak puszczają nam nerwy, że jak coś się stanie, to są ludzie, którzy maja odwagę reagować.
    Wiele razy miałam takie sytuacje, że gdzieś na spacerze, po drodze do/z przedszkola wybuchła jakaś sprzeczka między mną a dzieckiem. Ono czegoś chciało, potem nie chciało, potem chciało, nie chciało. Więc stwierdziłam, że porozmawiamy w domu. Ale i to się nie podobało, więc całą drogę przepłakało. Jestem pewna, że wyglądałam, jak beznadziejnie okrutna matka. Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś zwrócił mi uwagę. Nie wiem, jak bym zareagowała, choć wiem, jak powinnam. Ale już sama taka sytuacja dała mi do myślenia i wyciągania wniosków. Ogólnie rzecz ujmując niełatwy to temat. Ale nikt nie mówił, ze ciągle będzie z górki i że rodzicielstwo nie wymaga pracy nad sobą :)
    Pozdrawiam

    • Myślę, że to niełatwy temat, bo ciężko w krótkiej chwili ocenić, czy to co widzimy to jest po prostu zły dzień rodzica, czy może codzienność. A co za tym idzie – ciężko powiedzieć czy powinniśmy w ogóle reagować. Bo normalny rodzic nawet jak wybuchnie, to zdaje sobie sprawę, że źle zrobił i myślę, że wtedy nie trzeba mu wcale zwracać uwagi. Ale jeśli w grę wchodzi stała przemoc (również słowna), to też trudno obejść to obojętnie. A co do tych maili, to ja myślę, że to jest jak najbardziej OK. Ja też chodziłam na plac zabaw po to, żeby moje dzieci bawiły się z innymi, a nie ze mną. Ze mną bawią się wystarczająco w domu:)

    • Lara

      Aga Zgaga a uważasz, że jeśli komus puszczą nerwy to oznacza, że nie pracuje nad sobą? Czy nigdy nie krzyknęłaś na swoje dziecko? Czy masz dzieci? Kredyt? Trzy etaty? Denerwuje mnie takie „pierdu pierdu” poczytaj ważne maile jak dzieci będą spać albo nie lepiej sam też idź spać a maile przeczytają się same, praca zrobi się sama, obiad sam się ugotuje, pieniądze same się zarobią a kredyt bank spłaci za Ciebie? Śmieszne że ludzie i Ty też oceniasz innych, bo Twój wpis o tym świadczy sama popełniając te same błędy.
      W moim dzieciństwie zdarzyło się, że rodzice podnieśli głos (oczywiście nie ciągle i nie codziennie ale zdarzyło się) i wyrosłam na normalnego człowieka, ba przepełnionego miłością i szacunkiem do rodziców.
      Stawiali granice i ja je stawiam dziecku, bo dziecko powinno się nauczyć gdzie jest dobro a gdzie zło, jestem konsekwentna by dziecko miało stabilnosć a to że czasem popłynie łza złości czy smutku to naturalne zachowanie, pozwalam dziecku na wyrażanie uczuć tak samo jak ja tego oczekuje od otoczenia byle by nie krzywdziło innych. Jeśli mówię w sklepie nie ( bo uważam że coś jest niezdrowe lub na chwilę obecną nas nie stać) to jeśli dzieci krzyczą nie kupuję im tego dla świętego spokoju, bo właśnie jestem konsekwentna i nie daję się terroryzować ( nie wyobrażam sobie u nas sytuacji leżenia dziecka na podłodze sklepu i awantur, a widziałm już takie sytuacje, to co potem następowało nie chcę nawet wspominać ).
      Życie nie jest bajką i każdy ma jakieś obowiązki, ja i mąż praca, dom, starsze dziecko uporządkowanie zabawek, młodsze nauka cierpliwości. Jeśli po powrocie do domu i po czasie na przytulanie i rozmowę dziecko przez 30-40 minut poczeka bo mama przygotowuje posiłek to chyba nie wymagam od dziecka niemożliwego a w zamian za to przez całe weekendy mamy się tylko dla siebie, 3 razy w roku po 7-14 dni jesteśmy tylko dla siebie i uważam to za odpowiednie.

  • MatkaBezKitu

    Super tekst. Przywykłam do krytykowania mnie jako matki (bo powinnam robić tak a nie inaczej, bo za dobra, bo mało zasadnicza, bo odpuszczam, bo daję wodę do picia itd. itd…) nie zwykłam krytykować innych, bo : …nie widzę, że…

  • Sama miałam kiedyś taką sytuację: gdy nie miałam jeszcze dziecka oburzyłam się , że na ulicy jakaś mama z bezsilności dała klapsa swojemu kapryszącemu brzdącowi. widziała tylko urywek z jej zycia , ale automatycznie osadziłam. Gdy miałam już syna, zdarzyło mi się postąpić jak te osądzane przez nas , przygodnych widzów … Teraz gdy widzę podobne obrazki staram sie nie osądzać, ale zrozumieć….

    • ori

      Danie klapsa dziecku w momencie bezsilności jest ogromną porażką rodzica. Klaps to przemoc i NIC, absolutni NIC nie usprawiedliwia bicia dzieci.

      • Paula

        Ja nie raz dostałam klapsa od mamy i jestem jej wdzięczna bo dzięki temu jestem grzeczna i mam szacunek dla starszych i na pewno jej nie posadzam o przemoc. Na jedne dzieci działa karne krzesełko na drugich klaps. Zresztą wystarczy porównać dzisiejsze dzieci od tych wcześniej urodzonych… to co się teraz dzieje przechodzi ludzkie pojęcie. Dorosły człowiek boi się zwrócić dzieciakom uwagę bo mogą tak odpyskowac ze w pięty wejdzie a kiedyś rodzic się spojrzał i juz było wiadomo jak się zachować. Trzeba odróżnić karcenie fizyczne od przemocy bo to dwie różne sprawy a nawet w Biblii jest napisane: głupota jest przywiązana do serca chłopca, a rozga karnosci oddali ja od niego.

        • Hmm. Oczywiście, każdy ma prawo do własnych poglądów, ale z tego co piszesz, wychodzi na to, że jeśli uważam, że ktoś robi coś złego, to mam prawo mu przywalić, no chyba, że jest starszy, to wtedy muszę robić co mówi, nawet jeśli mówi głupoty. Wydaje mi się, że wychowywanie dzieci w duchu autorytetów, może się obrócić przeciwko i rodzicom i dzieciom. Bo tak naprawdę w dzisiejszym świecie nigdy nie wiesz, kto ostatecznie okaże się tym autorytetem dla twojego dziecka. (Ale o tym już pisałam np. tutaj – http://www.naszekluski.pl/2015/05/autorytety-za-czy-przeciw/) Więc ja wolałabym, żeby moje dzieci miały szacunek do ludzi, którzy na ten szacunek zasługują swoim własnym zachowaniem na przykład. Z resztą ja bym chciała moje dzieci wychowywać ogólnie w szacunku do innych ludzi, zrozumieniu ich potrzeb i uwzględnianiu ich emocji, co myślę jest ciężko osiągnąć stosując kary cielesne (czy w ogóle jakiekolwiek).
          A co do powoływania się na biblię, to z tego co wiem zalecała też ucinanie rąk żonom, które dotknęły części intymnych innego mężczyzny, albo tak jak mówi Księga Powtórzonego Prawa (21:18-21) zabijanie nieposłusznych dzieci – „Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny, ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, i powiedzą starszym miasta: «Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu». Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się.” Nie chcę tu nikogo urazić czy obrażać czyichś uczuć religijnych, ale tak jak Kościół sam mówi – czasy, kiedy powstała biblia, to były inne czasy. Ludzie kierowali się wtedy całkiem innymi normami i nie wszystko da się przełożyć na to co teraz wiemy o ludziach, ich emocjach, rozwoju, mózgu itd.
          Pozdrawiam

          • Ala

            Nie należy czytać Biblii w sposób w jaki Pani się podoba. Biblię należy przeczytać w całości i z chęcią poznania Boga [to drugie wazzniejze] albo wcale. Inaczej człwiek posługuje się częścią i fragmentarycznie odnosi się do słowa Bożego, nie rozumiejąc jego przesłania ani na jotę, a posługując się nim tylko po to, by obalić prawdziwość Pisma. To nie tędy droga. Proszę przeczytać Nowy Testament, w którym mowa jest o nowym przymierzu i o tym, że Jezus przyszedł na świat, po to, żeby ludzie nie musieli żyć jak ich pra pra pra dziadowie. Byli to ludzie żyjący pod zakonem [czyli, jak to pani ujęla – w innych realiach]. Bóg wie, że człowiek jest grzeszny bez względu na to, jakie działanie podejmie, dlatego powiedział, ze wiecej nie bedzie karał izraela i po to zesłał swojego Syna. Jezus i jego nauki w Biblii nie mówią o zabijaniu. Mówią o miłości, ale także o karceniu nieposłusznych synów. Idąc za tokiem rozumowania Pani Pauli – zgadzam się. Proszę zobaczyć co się dzieje z ludźmi współczesnymi. Są krnąbrni, egoistyczni, nie bojący się nikogo i niczego, nie szanujący rodziców, rozwięźli. jeżeli ktoś nie boi się Boga, nie będzie bał się niczego. Na co komuś moralność bez imienia Jezusa, skoro ludzie tę moralność postrzegają jako coś, co sami wymyślili? Kiedy chce pani kogoś okłamać, użyje pani moralności jako obrony, np. „kłamię przecież w dobrej wierze! kłamstwo jest dobre… Czasem”. Inny zaś: „nie mam pieniędzy, nie mam jak ich zarobić, musiałem to ukraść. zrobilem to w dobrej wierze, by nakarmic rodzinę, to morlane, jestem prawie bohaterem”. Trzeci na to: „on kradnie i ma więcej, w czym moja rodzina jest gorsza od jego? To moralne, abym tez ukradł i bym mógł zabrać żonę i dzieciaki na wczasy, to im się należy!”. dlatego tak! Wychowywanie na podstawie zasad Biblijnych jest dobre! Człowiek bez autorytetu Pana Jezusa niestety sie pogrąży prędzej czy później. Może się wydawać, że nie powinnam tu o tym pisać i że to nie na temat. Ale głęboko wierzę, że gdybyśmy wychowywali dzieci w Panu i w jego miłości, życie byłoby piękne. Niestety wiem też, że tak do końca być nie może. Nie wiem jak jest z Pani życiem, ale na pewno wolałaby Pani usłyszeć od np. nastoletniej córki: „mamo, odkąd poznałam Jezusa, nie chcę już chodzić na imprezy. Nie chcę pić, palić i sprawiac ci zawodu. Jeśli popełnię względem ciebie błąd pzeproszę cię i będę żałować. Chcę szanować siebie i innych”. Mam nadzieję, że gdy zostanę matką, usłyszę to od mojego dziecka. Sama mam zamiar powiedziec to swojej mamie :]
            Co do tekstu i nie odbiegając od tematu – zgadzam się z nim w 100%. :] Bardzo serdecznie Panią pozdrawiam i przepraszam za trochę ostrą mowę. Dodam jeszcze, że Bóg kocha wszystkich ludzi i nie chce, żebyśmy kamienowali nasze dzieci. zapewniam Panią o tym, bo mam z nim kontakt. Będę się modlić, żeby szukała Pani tekstów bezpośrednio w Biblii, nie w internecie lub od znajomych dalszych lub bliższych. Niech Panią Jezus ma w opiece :]

          • No właśnie ja mam taki problem z czytaniem Biblii, że im więcej jej czytam, tym bardziej sprzeczna mi się wydaje. I pisząc to co napisałam, wiedziałam, że padnie argument tego, że cytaty to tylko manipulacja. Ale fakt jest taki, że Kościół też dość swobodnie wybiera cytaty, które powinniśmy przestrzegać dokładnie i takie, które należy interpretować zgodnie z duchem czasu. Z resztą – jeśli Biblia mówi, że Bóg jest miłością, to moim zdaniem bicie dzieci i kogokolwiek odpada. Bo bicie (również klaps) nie rodzi miłości. Rodzi dużo innych uczuć – ból, poniżenie, złość, frustrację, chęć zemsty… Jednym słowem wszystko, tylko nie miłość. I o ile kiedyś ktoś może mógł uważać, że bicie dzieci jest dla ich dobra, bo potem nie zrobią sobie krzywdy same czymś innym, to z punktu widzenia tego co od czasów Biblii dowiedzieliśmy się o metodach działania mózgu, motywacji, nauki itd. jasno wynika, że bicie, poza tym, że do jakiegoś momentu dzieci nas słuchają, przynosi też szkody psychice dziecka i niszczy więź między rodzicem a dzieckiem.
            Natomiast co do strachu przed Bogiem, jako jedynym lekarstwem na ludzkość, to ja bym się jednak trochę pohamowała. Historia pokazuje, że i w czasach kiedy chrześcijaństwo było jedyną słuszną i dopuszczalną religią, wszędzie było pełno zarówno ludzi dobrych jak i złych, krnąbrnych, egoistycznych, rozwiązłych itd. Dokładnie tak jak teraz. Tylko jak zawsze – tych „dobrych” mniej widać. Pozdrawiam i dziękuję, za podzielenie się swoją opinią:)

  • Domka

    Dzięki, za ten tekst. Ostatnio coraz częściej myślę o sobie ‚Beznadziejna’. A przecież nie zawsze tak jest. Uspokajające jest, wiedzieć, że nie tylko ja tak mam. Dziękuję jeszcze raz. Pozdrawiam. Nie ma złych ludzi- są tylko niezaspokojone potrzeby.

    • I ludzie z zaburzeniami psychicznymi;) A tak na poważnie, myślę, że każdy dobry rodzic czasem czuje się „beznadziejny”. Bo jeśli nam na czymś zależy to zastanawiamy się czy robimy dobrze, mamy wątpliwości itd :)

  • Właśnie tak jest! Właśnie w tych chwilach, kiedy masz dość swojego przyklejonego uśmiechu supermatki, nieskazitelnego makijażu heroski i stania na rzęsach żeby dziecko miało radochę, rzucasz to wszystko w cholerę i wtedy Cię widzą! Mało, że widzą. Komentują! Głośno to robią! ehh… i jak tu nie popaść we frustrację.

    • Zostaje nam chyba tylko się nie przejmować. Szczególnie, że zazwyczaj robimy to samo. Mało kto myśli, nie mówiąc już – wypowiada na głos, słowa uznania dla dobrych rodziców. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się słyszeć na placu zabaw czy gdziekolwiek -„O zobacz, jak ta mama sobie świertnie poradziła z tym płaczącym dzieckiem”. Natomiast jeśli sobie nie poradzi, to zawsze znajdzie się ktoś, kto ma coś do powiedzenia. Taki chyba nasz charakter. Tak myślę, że to może dlatego, że krytykując innych łatwiej nam dobrze myśleć o sobie, więc chwytamy każdą taką możliwość podbudowania się, bo nie czujemy się pewnie jako rodzice, a czasami po prostu jako ludzie. Pozdrawiam keep calm and be a mother;)

  • Piękny wpis, muszę koniecznie zajrzeć do źródła. Dziękuję, że znalazłaś coś tak mądrego!

  • Bardzo, bardzo prawdziwe.

  • Alex

    Na swoim KONCIE 😉

    • Przyznaję się bez bicia, ortografia nigdy nie była moją mocną stroną;)

  • sama prawda. niestety żyjemy w takich czasach że często matki zamiast sie wspierać, rywalizują lub na wyrost oceniają. Kochają to że ktoś zdaje się być gorszy bo to sposób na wybielenie sibie. A prawda taka, że tak jak w powyższym tekście, widzimy tylko urywki, które nie stanowią obrazu a jakieś niewielkie jego elemety :(

  • ula

    Chciałam tylko zwrócić Wam szeczególną uwagę, że czasem bardzo trydno o cierpliwość – jestem mamą dziecka z Aspergerem – bardzo mądrego chłopca, czasem potrafi zachowywać się niestandardowo i „niegrzecznie”. Trzeba mu pewne rzeczy powtarzać tysiace razy….. wystarczy to by wyprowadzić z rónowagi, a do tego jak dojdzie do tego zły dzień rodzica – wtedy kropla potrafi wyprowadzić Cię (znaczy mnie) z równowagi……..

    I tak jak nie widzisz tego ile kosztuje mnie cały dzień cierpliwosci, a widzisz to jak…….

    • Dokładnie. I myślę, że nie odnosi się to tylko do dzieci z zespołem Aspergera:) Pozdrawiam serdecznie :)

  • Pracuje w rodzinnej restauracji. Kazdego dnia widze rodzicow przychodzacych z dziecmi na sniadanie, obiad i kolacje. Na podwieczorek i urodziny…90 procent rodzicow zajmuje sie…telefonem. Dzieci rzucajace jedzeniem, rozlewajace picie, kladace sie na brudna podloge z nudow. Mamusie zajete plotkami, tatusiowie z zatopiona glowa w sms-ach. Smutne ale prawdziwe

    • Fakt, że spora część życia przeniosła się do sieci. Ale w dalszym ciągu myślę, nie można wysnuwać wniosków na temat całego czyjegoś życia, tylko na podstawie jednej sytuacji. I o tym jest ten tekst. Pozdrawiam :)

    • Lara

      Bo teraz wychowuje się bezstresowo i bez kar oraz zwracania uwagi, bo „nie daj boże” dziecko pooczuje się urażone.

  • Marcin

    Madry tekst…mozna by go nazwac esejen nt. nie sadzcie, abyscie nie byli sadzeni, w odniesieniu do rodziecielstwa w naszych dalekich od idealu czasach.

  • Morał z tego taki, że trzeba też dziecku kupić iPhona niech siedzi w domu i się bawim lub PlayStation 4 i nie będzie problemu Pozdro

    • Nie do końca widzę w jaki sposób miałoby to rozwiązać poruszane tu kwestie?

    • Mama 2 szczęśliwych wesołych dziewczynek ;)

      Tak zgadzam się,a nasi rodzice to chodzące porażki bo dawali nam KLAPSA……
      Paranoja ludzie klapsa mylą z okladaniem dzieci pięściami- zlitujcie wy się!!!!!!!!!!

      • Często klapsy były porażką. A często po prostu według stanu ich wiedzy na dany czas – najlepszą metodą wychowawczą. Teraz wiemy więcej. To tak jak z karmieniem co trzy godziny. Nasze mamy przechodziły katusze, bo dziecko karmić trzeba co trzy godziny i nie nosić. Tak mówili lekarza i nauka. Ile matek przypłaciło tą praktykę końcem laktacji i przymusowym przejściem na mieszankę? Nauka się rozwija, wiemy o ludziach coraz więcej. Nauka idzie do przodu, dowiadujemy się coraz więcej. Więc próbujemy nowych metod. Wiemy już na pewno, że klapsy nie działają na dłuższą metę, tak jak wiemy, że niemowlaki karmi się wtedy, kiedy są głodne. Chociaż na pewno popełniamy jeszcze jakieś błędy. Pozdrawiam

        • mama

          „klapsy nie działają na dłuższą metę”- a skąd taki wniosek? Czy widziała Pani dzieci w dzisiejszych czasach, a takie wychowywane w latach 60,70,80,90? Mam podawać przykłady jaka jest różnica? dziecko musi się czegoś bać, bo dopiero kiedy będzie dorosłe zobaczy jak ten „strach ” dobrze na niego wpłynął. A jak dziecko niczego się nie boi to żyje według swoich niedojrzałych często głupkowatych zasad! Kiedy dziecko widzi władzę swoich rodziców i musi być oddane, bo wie,że czeka go kara na tv, zabawki, słodycze czy klaps to podporządkowuje się. Taki mały 5 czy 6 letni mózg nie jest wstanie odróżnić wszelkiego dobra i zła, ślepo patrzy na swój autorytet i podąża za nim. Tak naprawdę człowiek obojętnie w jakim jest wieku musi się bać. Mąż musi się bać wrócić pijany do domu mimo że pewnie często ma na to ochotę, dorosły musi się bać spóźnić do pracy, musimy się bać żeby nie być przestępcami,”olewusami” itp. Właśnie to uczucie sprawia,że wyrastamy na ludzi. A jeśli nie przyzwyczaimy do tego swoich dzieci? Do tego ,że takie jest właśnie życie? To jakie pokolenie nam wyrośnie? Mamy większą wiedzę na jakiś temat i niby ulepszamy to nasze życie,ale nie w każdej materii to jest na dłuższą metę dobre. Intuicja, to jest to czym powinniśmy się kierować jako dorośli, intuicja dobrego człowieka zawsze nam podpowie co w danym momencie mamy zrobić, co jest lepsze mimo ,że błędy zawsze będą się pojawiać. Ale przez takie myślenie i takie sądy i opinie robimy z naszych dzieci nieprzystosowane do życia istoty. W razie czego jestem matką dwójki dzieci oraz nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej, Pozdrawiam wszystkich, którzy nie są za bezstresowym wychowaniem!

          • Ja myślę, że to nie kwestia strachu, a empatii i szacunku do uczuć innego człowieka. Może to Panią zdziwi, ale ja nie chcę się spóźnić do pracy, bo wiem, że są tam ludzie, którzy na mnie liczą. Sama czasami mam ochotę wrócić pijana do domu, ale tego nie robię, bo wiem, że z utęsknieniem czekają na mnie dzieci. Nie będę kraść, bo wiem, że ktoś inny na to ciężko zapracował. Nie będę zabijać, bo np. wiem, że jest ktoś, dla kogo ta osoba może być ważna. I tak dalej i tak dalej.
            A co do dzieci wychowanych w latach 60tych czy 70tych, 80 tych i 90tych czy jakichkolwiek innych – są różne. Tak jak i teraz. Oglądając np. obrady sejmu mam wrażenie, że tamte sposoby wychowawcze, też nie były idealne.
            I ja naprawdę nie jestem za bezstresowym wychowaniem. Jestem za szanowaniem uczuć innych ludzi. Dzieci i dorosłych. I ja osobiście chcę, żeby moje dzieci wyrosły na jednostki otwarte, empatyczne i szczęśliwe. Ale to oczywiście nie znaczy, że muszą dostawać wszystko to, co im się zamarzy, lub, że usówam z ich drogi wszelkie nieprzyjemności. Ale jakoś nie jestem przekonana, że można wychować kogoś w duchu empatii, przy pomocy metod opartych na walce o władzę i udowadnianiu wszystkim w koło, kto ma więcej siły i więcej może. Pozdrawiam.

  • Ja mam o tym trochę inne zdanie. Pracuje z dziećmi, współpracuje z rodzicami, sama jestem mamą. Wiem, że czasami cierpliwość się wyczerpuje, wiem, że nir wszystkie dzieci są spokojne. Jednak są takie zachowania rodziców na które nie ma usprawiedliwienia. I też patrze na relacje na placu zabaw. Jest rożnica pomiędzy patrzeniem na tel dla przyjemności a z przymusu. Jak się dobrze przyglądnie to ją widać. Jeżeli dziecko ma smutną lub przestraszoną mine, gdy mama szepcze mu coś do ucha to nie jedt to mina zrozumienia, że czegoś nie wolno. Jeżeli dziecko robi awantury w sklepie, a rodzic reaguje agresywnie czy impulsywnie to znaczy, że jest bezradny. Rodzic, który ma dobry kontakt z dzieckiem wie jak do niego podejść żeby uniknąć pewnych sytuacji. Rodzic konsekwentny i stanowczy w odpowiednich sytuacjach nie ma problemu z rzucaniem się po podłodze w sklepie. Jest roznica miedzy podniesieniem dziecka i wuniesieniem go ze sklepu, a wyrażaniem swojego gniewu przy wszystkich w nieadekwatny sposób. Przez lata wspolpracy z dziećmi i będąc mamą zawsze ze spokojem tłumaczyłam wszystko i nie zdarzyło mi się stracić cierpliwości. Dla dziecka trzeba umieć hamować swoje nerwy, ale jednocześnie nie można pozwalać na wszystko. Nie można też nikogo oceniać po pozorach, nie tylko w sprawach wychowania ale w żadnych.

    • ori

      AgnieszkaP – bardzo dobrze pani pisze, rodzicowi nie powinna się zdarzyć utrata kontroli w złości nad dzieckiem.

      • beznadziejna mama

        czy wobec tego, jeżeli ktoś nie jest oazą spokoju, daje się wyprowadzić z równowagi, podnosi głos to już nie może być rodzicem? to należy zabrać mu dzieci i odesłać do domu dziecka, czy co w takiej sytuacji? bo ja np jestem takim rodzicem, często podnoszę głos, ale też potrafię za to przeprosić, czasami też powiedzieć z czego to wynikało (np, że wiem, ze nic się takiego nie stało, ale np byłam podenerwowana, bo miałam zły dzień w pracy, albo obiad mi się przypalił). A nie uważam, żeby moim dzieciom brakowało miłości, do obrzydzenia powtarzam im, że ich kocham, przytulam. Oczywiście pracuję nad tym, ale tego typu rzeczy nie da się zmienić od pstryknięcia palcem, wymaga to wiele czasu.

        • Myślę, że nie taki był przekaz tego tekstu. Raczej autor zachęca do wyrozumiałości względem siebie i względem innych rodziców, których na co dzień spotykamy na co dzień :)

  • Wspaniały, bardzo mądry tekst. Przeczytałam z zainteresowaniem. Dziękuję za udostępnienie.
    Jak wiele zależy od punktu widzenia…Pozory bywają mylące. Pouczające. Super!

  • magda

    Oh jak ten tekst mnie dotyczy, nie w sensie że ja tak myślę widzą matki, które widzę w takich sytuacjach ale jak inne matki mogą widzieć mnie. Jako tą „beznadziejną”. Moja córcia jest do mnie tak przywiązana tyle sie razem bawimy uczymy, gotujemy razem czy nawet sprzątamy (ma dopiero 2 lata), że miała nawet okres „Tata to zło” . Bawiła się z nim tyko wtedy gdy ja musiała sama wyjść. ALe to chyba przechodzi każda z nas, z tym, ze nasza córcią nosi aparaty słuchowe i uczestniczy często w indywidualnych lekcjach z logopedami, z tym, że jesteśmy w Anglii i są to logopedzi angielscy. Córka nie umie dobrze mówić po polsku, mówić, wyrażać słów, a co dopiero po angielsku. Gdy nie ma zajęć nauczycielem jestem ja ze zdwojjoną siło niż normanie. W Polsce aparaty córki były beznadziejne w zasadzie dobrze zaczeła słyszeć w kwietniu tego roku gdy dostalismy angielskie aparaty. Według nauczycieli ejst w mowie na etapie rocznego dziecka a nie dwulatka. Jak ja się stresowała i po nocach spać nie mogłam nie widząć u niej żandej poprawy w mowie, myślałą, że przecież już ma te dobre aparaty powinna mówić prawda?
    Wkręcałam sama siebie, mąż mówi bym sie uspokoióla ale ja nie i wtakich stresowych sytuacjach stawałąm sie ową beznadziejną matką. POdnosiam głos gdy nie trzeba było, puszczałam bajkę by trochę odpocząć od nauki, czasem cały dzień za co potem karałam samą siebie, a na następny dzień nie opuszczała córki na krok czy ona tego chciała czy nie. CHore, Na szczescie trosze zluzowałam, i teraz jest epiej choć i tak czasem zabieram ją na nuggetsy i makaron z serem :) Pozdrawiam wszystkie BEZNADZIEJNE mamuśki trzymajcie się. jesteśmy boskie tylko czasem powija nam się noga :)

  • Karolina

    Odkad jestem matka-nie osadzam tylko posylam usmiech zrozumienia.I ciesze sie gdy jest odwzajemniony.

  • Popełniłem coś podobnego u siebie ostatnio. To jest problem, choć często widzę tą pierwszą opcję i do rodzica nie dociera, że jego dziecko właśnie wjechało na zjeżdżalni butami w twarz mojego dziecka i tylko to, że syn widzi nie rzucam tym drugim dzieckiem o piach. I tak – mówiłem mu wcześniej, że ma nie zjeżdżać, bo inne dziecko (moje) jest jeszcze w rurze…

    Zapraszam także do siebie: http://www.tatowe.pl a Was zabieram do polubionych.

  • Tekst miesiąca. Idealny.

  • Gdy przeczytałam część Widzę Cię, to zrobiło mi się trochę wstyd, że zdarza mi się tak zachowywać. Ale chyba nie jest tak źle, skoro potrafię przeprosić dziecko za moje upadki i cieszyć się z nim naszymi wzlotami.
    Bardzo pouczający tekst. Ale niestety, zanim urodziłam dziecko, to często oceniałam takich beznadziejnych rodziców i miałam tysiąc rad na to, jak ja bym się zachowała lepiej. Na szczęście nie dzieliłam się tym z nikim, tylko moją krytykę „wyrażałam” w myślach. Dlatego teraz przed samą sobą jest mi głupio. Dziś jestem trochę (ale tylko troszeczkę) mądrzejsza. I z wielką przyjemnością czytam takie teksty jak ten

    • też strasznie nie lubię jak muszę się przed sobą wstydzić;) Ale ważne żeby wyciągać wnioski:) Pozdrawiam

  • Paulina

    Zgadzam się w 100 %. A irytują mnie niektóre rady PSYCHOLOGÓW i pseudoPSYCHOLOGÓW na temat tego, że dziecko nie może dostać klapsa, nie wolno na niego krzyknąć… Paranoja jakaś. Każdy patrzy przez pryzmat pseudo badań naukowych. Sami byliśmy kiedyś dziećmi i powinniśmy przypomnieć sobie, jakie reakcje naszych rodziców pomogły nam „ustabilizować” swoje złe zachowanie. W moim przypadku godzinne tłumaczenie, prośby i zapewnienia, że tak jest źle nic nie dawały! Można było do mnie mówić i mówić, ale dopiero podniesiony głos mamy, czy taty przynosił oczekiwany przez nich efekt. Oczywiście nie zawsze, to zależało od mojego aktualnego nastroju 😉 Nie mam pretensji do rodziców, że RAZ W ŻYCIU dostałam klapsa, bo to pomogło mi się uspokoić. A jak widzę na przykład w sklepie wrzeszczące na podłodze dziecko („bo on chce!”) i bezradną mamusię („kochanie tak nie wolno, to co robisz jest złe”), to zwyczajnie mnie to śmieszy, bo jeżeli mamusia chwaląc i ganiąc ma taki sam ton głosu, to dziecko nie zawsze rozumie o co chodzi, nie koniecznie słucha słów, a raczej tonu głosu.
    Ale to tylko moje zdanie i pewnie większość mnie skrytykuje, niemniej jednak z tekstem się zgadzam, nie jesteśmy w stanie widzieć wszystkiego. A może przytoczona przeze mnie mamusia nie spała 2 noce, spotkało ją jakieś nieszczęście i zwyczajnie nie ma siły podnieść głosu na niesfornego malucha? …

    • Moim zdaniem problem z krzykiem polega między innymi na tym, że dzieci się przyzwyczajają. Im częściej krzyczysz, tym mniej się tym przejmują. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że jakby nie patrzył krzyk jest tylko i wyłącznie oznaką, że skończyły mi się już inne pomysły na rozwiązanie sytuacji, przemocy fizycznej nie używam ani wobec dzieci ani dorosłych. Nie chcę karać za zły nastrój, strach czy nieumiejętność. Zostaje mi więc tylko pamiętać, że dziecko jest też człowiekiem i ma swoje potrzeby, swoje drogi na zdobycie własnych doświadczeń i albo mu pomogę, albo na siłę będę się upierać, że ma być taki jak mi się wydaje. Tylko, że tak naprawdę z mojej perspektywy ja nie mam środków, żeby to egzekwować nie krzywdząc po drodze własnego dziecka.
      Ale czym innym jest fakt, że uważam krzyk czy klaps, za złe rozwiązanie, a czym innym to, że wiem, że są takie sytuacje, kiedy rodzica może ponieść. Bo rodzic też człowiek i nie każdy zdążył się nauczyć radzić sobie tak super świetnie z własnymi uczuciami. Czasami człowieka ponosi, przekracza granice i działa całkiem irracjonalnie (podobno ma to coś wspólnego z podziałem mózgu na gadzi, ssaczy i korę nową). Ogarnia go gniew, czy frustracja której nie jest w stanie powstrzymać. I pęka. I dobrze wiem, jak łatwo wbrew pozorom można wejść w taki stan, zajmując się dziećmi. Więc zgadzam się z psychologami – klaps i krzyk nie jest dobrą metodą wychowawczą (według mnie), ale może nam się zdarzyć, bo jesteśmy tylko ludźmi. I o ile nie jest to nasza docelowa metoda wychowawcza i pracujemy nad sobą, to nie zniszczymy całego naszego trudu wychowawczego jeśli zdarzy nam się przejść przez tę naszą granicę. A w ogóle to sobotę pojawi się u mnie wpis o tym, jaki wpływ ma złość na dzieci i jak sobie z nią radzić. Pozdrawiam

      • Lara

        A mi się wydawało, że krzyk to też sposób na wyrażenie emocji, a według psychologów podobno powinniśmy wyrażać emocje dla zdrowia psychicznego… hmmm

        • Czym innym jest krzyk służący rozładowaniu emocji, a czym innym krzyk na dziecko. To znaczy zasadniczo oba są tym samym – rozładowniem emocji spowodowanych np. tym, że nie wiem już co zrobić. Ale kwestia jest taka, że my jako rodzice – i ludzie z resztą też – powinniśmy szukać jednak takich form rozładowania emocji, które nie krzywdzą ludzi (w tym dzieci) obok. Krzyk nie skierowany bezpośrednio do nikogo moim zdaniem jest ok – wycie do księżyca czy w poduszkę czy gdziekolwiek indziej – bezosobowo. Krzyczenie na dziecko to co innego – bo to nie tylko wyładowywanie złych emocji, ale moim zdaniem – przenoszenie ich na kogo innego. Pozdrawiam

          • MR

            Pani Olu, zachwycam się Pani komentarzami. Pozdrawiam serdecznie. Malgorzata Rybak, Fundacja Pomoc Rodzinie, fpr.pl

          • Trochę się zarumieniłam:) Pozdrawiam

    • Aga Zgaga

      A czemu bierzemy pod uwagę najczęściej to, że rodzic miał zły dzień, nieprzespaną noc, masę problemów i jemu może się zdarzyć. Jak rodzicowi zdarzy się nie zapanować nad sobą, to po prostu stało się i już. A nie bierzemy pod uwagę tego, że dziecko jako mały, nie nauczony wszystkiego człowiek również ma swoje problemy (dla niego ogromne), również ma zły dzień, bo może w przedszkolu ktoś go brzydko nazwał, może pani oceniła niesprawiedliwie, może boli go ząbek, a może nie spał dobrze, bo miał złe sny? I w związku z tym gorszego zachowania ABSOLUTNIE nie jesteśmy w stanie zaakceptować. Takiemu dziecku należy się porządnie pokazać, gdzie jego miejsce w rzędzie. A jak już pokaże pazurki, to nie ujdzie mu to płazem tak jak zmęczonej mamusi czy tatusiowi. A to wszak dorośli powinni lepiej radzić sobie z nieprzyjemnymi emocjami i mieć większą świadomość, jak zły dzień (który nie zawsze od nich zależy) może wpłynąć na reakcję. I ta świadomość powinna zapalić czerwoną lampkę. Chcesz wybuchnąć? Zrób kilka kroków do tyłu. Naucz się panować nad złością i naucz tego dziecko. Bo inaczej ono nauczy się od ciebie agresji i nieopanowania. Wiem, niełatwa sztuka, wiele razy wybuchłam. I nie zamierzam siebie usprawiedliwiać, wstyd mi za wszelkie niesprawiedliwe i krzywdzące dzieci reakcje. Jednak proszę mi uwierzyć – świadomość i zrozumienie bardzo dużo daje.

      • Myślę, że bierzemy pod uwagę również to, że dziecko może mieć gorszy dzień. Ja przynajmniej mówię za siebie.

    • neila

      Tak, to możliwe… Ja tak mam ;). Nie mam siły krzyczeć na moje dziecko.

  • Ola mama trójki dzieci

    Matko jedyna jakie to prawdziwe.Znam to bardzo dobrze z własnych doświadczeń.

  • Kasia

    gucio prawda… jak można tłumaczyć darcie się na swoje dzieci w sklepie, potrząsanie ich za rączkę, dawanie w dupę i nie zwracanie uwagi,kiedy latają jak oszalałe po markecie, kiedy mogą zrobić sobie krzywdę? niestety, na brak czasu narzekają teraz nie tylko ludzie, którzy posiadają już dzieci, ale przecież każdy odpowiedzialny rodzic wiedział, na co się szykuje chcąc mieć dziecko 😉 trzeba umieć panować nad swoimi emocjami, nawet jeśli nie ma już sposobu na dziecko, jeśli krzyczy i płacze, trzeba dać mu się uspokoić, a nie warczeć i pokazywać brak panowania nad sobą..Ten tekst uważam za tłumaczenie tego, dlaczego jest jak jest, próbę wytłumaczenia dlaczego robimy swoim dzieciom krzywdę. A prawda jest taka,że każde dziecko potrzebuje miłości i nawet jeśli zdarzy nam się chwila słabości, to nie powinna ona przyzwalać na jakąkolwiek przemoc , słowną czy fizyczną wobec dzieci , takie osoby, które nie panują nad sobą, kwalifikują się do wizyty do psychiatry tylko i wyłącznie 😉

    • A ja myślę, że na rodzicach w dzisiejszych czasach i tak ciąży bardzo duża presja. I ta presja wcale nie pomaga, w osiągnięciu spokoju i opanowania. Myślę, że dużo łatwiej jest zachować zimną krew, jeśli się czuje, że ktoś rozumie to co przeżywasz, a nie ocenia cię na każdym kroku.
      Oczywiście prawdą jest, że każdy powinien panować nad swoimi emocjami, tylko niestety nasze społeczeństwo nie uczy jak to robić. Uczy jak chować emocje gdzieś głęboko, bo to złe emocje i nie można ich pokazywać. A to przecież nie rozwiązuje sytuacji. Gdyby do poczęcia dziecka potrzebna była umiejętność panowania nad emocjami, sprawa miałaby się inaczej. Ale nie każdy dziecko planuje z wyprzedzeniem i opanowaniem, nie każdy nawet, kto zaplanował, zdawał sobie do końca sprawę z tego, jak to wygląda. A zresztą, nawet nie mając dzieci, ludzie po prostu dochodzą do momentu, w którym mają dość i wybuchają. Na mamę, tatę, dziecko, sąsiada, kolesia w maluchu, psa sąsiadów… I wtedy padają słowa, których powiedzieć nie chcemy… Moim zdaniem ważne jest, żeby umieć się zachować później, jak emocje opadną. Przeprosić, wytłumaczyć – czy dziecko, czy męża, czy psa sąsiada. To też jest lekcja dla dziecka (przynajmniej moim zdaniem): jestem człowiekiem, nie jestem idealny, czasami poniosą mnie emocje, ale wiem, że nie w porządku jest to, co ci zrobiłam. Ty tez jesteś człowiekiem, nie jesteś idealny, nie zawsze nad sobą zapanujesz, ale pamiętaj – jeśli skrzywdzisz kogoś swoją złością, przeproś, wyciągnij wnioski i działaj dalej tak, żeby i tobie i drugiej osobie żyło się lepiej. Bo pokazywanie dziecko ideału, do którego ma dążyć, też może się okazać dla dziecka zbyt trudne i stresujące. Nawet jeśli ludzie się kochają, to nerwy i tak puszczają od czasu do czasu. Ale faktycznie, jeśli zdarza nam się to często, jeśli posuniemy się do fizycznej przemocy (to moja granica) nawet raz – to powinniśmy poszukać pomocy dla siebie i pracować nad swoim zachowaniem. I myślę, że twierdzenie, że ktoś kto nie zapanował nad swoimi emocjami kwalifikuje się do farmakologicznego leczenia u psychiatry, to nie jest dobry komentarz, bo większość z nas, jeśli kiedykolwiek podniosła głos na dziecko, albo w inny sposób okazała że nerwy ją/jego ponoszą zdaje sobie wystarczająco dobrze sprawę z tego, co zrobiliśmy. I własne wyrzuty sumienia są często wystarczającą karą. A ten tekst to zwyczajne kopanie leżącego i wbijanie rodziców w jeszcze większe poczucie winy. A to nie posłuży ani dziecku, ani rodzicom. Pozdrawiam i proszę o to, żeby tak dobierać słowa, żeby jednak się nawzajem nie obrażać:)

      • Lara

        I tu się zgadzam w 100%

    • Lara

      W takim razie niech otoczenie w sklepie również pozwoli się dziecku uspokoić, nie spogląda zniecierpliwione i zezloszczone. Mam nadzieję Kasiu, że nigdy nie podniosłaś na nikogo głosu bo to wg. Ciebie kwalifikowałoby Cie do wizyty u psychiatry choć ja myślę, że tu najpierw psycholog jednak byc powinien :p

  • Karolina

    witajcie.
    Zacznę od tego, że tekst jest świetny. wzbudza całe mnóstwo refleksji. Dobrze, że są takie rzeczy w naszej rzeczywistości- skłaniające do myślenia. Od niedawna jestem mamą (niespełna dwa lata). Mój świat stał się zupełnie inny, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zanim takowa wylała na mnie swoją wspaniałą magię- należałam do grupy oceniających (bardziej lub mniej). No bo niby dlaczego miałam znosić wrzask rozwydrzonego bachora, nad którym nikt nie ma panowania- chcieli to mają. Nic dodać, nic ująć. Nagle sru! ja będę mamą?????? pffff, dobry żart. Myślałam wtedy: nadaję się do zwierząt- z nimi mam lepszy kontakt niż ludźmi. Moje psy zawsze były grzeczniejsze od większości w moim otoczeniu, mój koń zawsze cechował się mniejszą emocjonalnością (wypracowaną przez lata). No ale stało się (nie mam pojęcia jak hahaha). Pamiętna Wigilia, na świat przyszła moja córka. Po całym zgiełku i wrzawie, który miał związek z porodem itd nastała cisza, nastało sam na sam z moim Cudem. Zakochałam się w niej bezgranicznie. Pomyślałam, że to sens mojego życia- nie myliłam się ale…. Rzeczywistość starała się zniszczyć tą naszą bajkę. Ja, kochająca sen trwałam w nieprzespanych nocach. dałam radę. Rzadko się denerwuję. ale nie z powodu mojej wspaniałości i niezłomnego charakteru, nie. To wszystko dzieje się za sprawą potężnego wsparcia moich bliskich. Nie dałabym rady być dobrą mamą bez nich. To oni pozwalają mi odespać, to oni przechwytują malutką, żebym mogła jechać na chwile do konia, żeby się oderwać, żeby zakosztować (chociaż na chwilę) swojej ukochanej samotności. Mam czas na wyważenie samej siebie. Dają mi możliwość robienia tego co kochałam i nadal kocham , i z czego nie muszę rezygnować. Wielkie wsparcie jest nieocenione. Dzięki moim bliskim jestem zrównoważoną matką, której dziecko nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Zwierzęta nauczyły mnie konsekwencji. Dzięki temu wszystkiemu narodziłam się jako zupełnie inny człowiek. Świadomy, pragnący cały czas poprawić coś, zaczynając od siebie. Mój przydługawy wywód miał tu wnieść zaledwie to, że nie wiemy kto i czy w ogóle ktoś stoi za matkami, które borykają się z różnymi sytuacjami (nie mówię tutaj o ludziach uzależnionych od elektroniki czy z zaburzeniami psychicznymi), życie nie jet tylko białe albo czarne, ma tysiące odcieni szarości.ktoś mi powie, że jestem egoistką, a ja tak po prostu wiem co muszę zrobić, żeby bez huśtawki emocjonalnej kształtować wielki potencjał w maleńkim ciałku. Znam wiele matek. Niektóre w związkach (szczęśliwych bądź nie) inne samotne, na których głowy spadło wszystko. Stoję i patrzę na nie, jak każda z nich coś dźwiga. Dźwigają potężne ciężary, które często przerastają ich możliwości i nikt nie może im pomóc choć otwarcie mówią, że ktoś by mógł. Ja je widzę, wiem kim są, jaką swoją zmorę chowają za plecami. Czasami wydaje mi się, że wyolbrzymiają swoje problemy. Ale ja wracam do domu pełnego wsparcia, miłości i ciepła, gdzie inaczej wyglądają problemy, z którymi w samotności borykają się moje koleżanki. Dlatego wspieram jak mogę, tłumaczę godzinami- dasz radę! dzielę się siłą bo sama ją mam, mogę ją rozdawać na lewo i prawo, każdemu tyle, ile potrzebuje. Nie jesteśmy robotami i musimy mieć tego pełną świadomość. Mamy prawo do popełniania błędów i tu też musimy zdać się na naszą świadomość. Jeżeli nie panujemy nad gniewem, musimy przeanalizować gdzie jest źródło, co możemy zmienić żeby coś poprawić i jak możemy to zrobić. Proszę, pomagajmy sobie nawzajem, jakkolwiek.

    • Dziękuję za ten komentarz :) Pokazuje jak ważne jest w życiu dbanie nie tylko o dziecko, ale i o siebie. Dla dobra dziecka :) Pozdrawiam

  • Po prostu ja

    Dzisiejsze czasy to masacra z tym co było niegdyś….kiedyś każdy dostał po tyłku i było ok, choć coś się nauczył i mimo klapsa miał szacunek do rodzica a teraz to jak powiedziała przedmówczyni „strach się bać”,….. w tych czasach własne dzieci (DOROSŁE) ciągają starych rodziców po sądach po alimenty bo mają pretensje że kogoś po latach poznał tatuś który jest po rozwodzie, bo mamusia go zdradzała, ale to tatuś jest przecież zły……….. mlode matki uczą swoich dzieci materializmu ( bo takie same są przez swoje towarzystwo w którym się obracają) w tych czasach to 3/4 latkom kupuje się tablety, smartfony etc – zamiast książki czytać..

    • Mam wrażenie, że tu działa zasada z tą trawą, co to bardziej zielona była u sąsiadów. Patrząc po historii ludzie zawsze robili i rzeczy dobre i potworne. A takie generalizowanie, że młode matki uczą materializmu, że się kupuje tablety trzylatkom, to … niczemu nie służy. Ja osobiście np. nie znam żadnego trzylatka ani nawet czterolatka z własnym tabletem czy smartfonem.

    • Klaudus

      Sa tez rodzice, ktorzy nie wychowywali swoich dzieci albo czesciowo bo reszte np tatus spedzil na chlaniu z kolegami albo poszedl sobie do mlodszej Pani a na starosc jak nie ma za co zyc bo albo nie ma emerytury albo mlodsza Pani wydoila ciaga swoje dzieci po alimenty do sadu. Pamietaj kij ma zawsze dwa konce. Jak ktos dostal klapsa moze bylo ok ale za naszych czasow wiele dzieci bylo bitych i sa skutki juz zbadane w dzisiejszych sfrustrowanych doroslych. Mlode matki ucza materializmu? Materializm byl zawsze! Wlasnie tez bym radzila zaczerpnac histrorii. Materializmem bylo sprzedac swoja corke do haremu zeby miala lepiej i oplywala w zlocie. Zawsze ludzie dazyli do bogactwa i uczyli tego dzieci. Teraz ludzie sa mniej okrutni. Ja osobiscie tez nie znam zadnego 3/4 a nawet 6/7 latka ze swoim tabletem ani smartfonem…to kolejny stereotyp jakies jednostki jak zwykle robia opinie wszystkim.

  • xyz

    A pomyśl o tym że to wszystko może też być o matce która sama wychowuje dzieci.

  • ZWX

    No ja osobiście znam niestety takich co młode matki na prezenty sobie zyczą dla swego dziecka własnie tablety komputery i inne cuda na kiju.
    Materializm zawsze u tych był, u których liczyla sie tylko kasa i na kasę patrzyli, poki kasę się daje ok, kiedy nagle nie ma sie z czego dać to już czlowiek jest gorszy- bo mlody/a nauczyl sie że dostanie.
    Mamusie zawsze były poszkodawane, tylko nikt nie patrzy na to że mamusie są na równi i nie zawsze są święte…mówie po swoim przykładzie…więc smieszne są teksty o matkach które same muszą dzieci wychowywać niby – jeśli sobie w życiu nagrabiły .

  • meg

    Niestety ludzie bez zgody powielają ten tekst i przypisują sobie np. tu: https://www.facebook.com/loczek20/posts/991534107551601?fref=nf
    To po prostu nie fair!

    • Niestety trochę czasami ludziom brakuje empatii chyba. Nie pomyślą, że gdyby ktoś tak ich pracą się podzielił, bez zaznaczenia ich udziału, to pewnie nie byliby zadowoleni. Pozdrawiam:)

      • Pozwoliliśmy sobie udostępnić link na naszym fanpage’u, bo uważamy, że ten tekst powinien trafić do jak największej ilości rodziców!
        Pozdrawiamy :)
        wrytmiekobiety.pl

  • Bardzo mądry, ważny tekst. Nie oceniajmy, nie bądźmy sędziami, ale też nie usprawiedliwiajmy, bo nie wszystko widzimy.

  • Bardzo dobry artykuł! Daje do myślenia jak łatwo i pochopnie oceniamy innych ludzi. Niestety często w taki sposób ocenia się nie tylko rodziców, ale i innych ludzi, których spotykamy w sklepach, przychodniach, restauracjach, autobusach. Wzajemna empatia i zrozumienie przydałoby się pewnie każdemu z nas niezależnie od tego, czy jest się rodzicem, czy nie.

  • Rewelacyjny tekst. Dopiero czytając go uświadomiłam sobie, że bardzo często zastanawiam się co myślą o mnie jako o mamie ludzie z otoczenia np w sklepie czy galerii. Osobiście staram się nie oceniać innych tylko po tym co zobaczę w danej sytuacji. Mimo wszystko wierzę w ludzką dobroć. Czasami okazywaną może w inny sposób niż byśmy tego chcieli. Żyjmy swoim życiem :)

  • Aż się popłakałam takie to szczere i prawdziwe.

    Pamiętam jak mój syn miał 3 miesiące i strasznie płakał. W końcu, po kilku godzinach krzyku, udało się nam wyjść na spacer, ale on dalej był niespokojny. Byłam zła, zmęczona i kompletnie bezradna. Nagle zobaczyłam na chodniku inną matkę z kilkulatkiem, która coś na niego krzyczała i lekko nim szarpała – nie jakoś bardzo, ale widać było, że puściły jej nerwy. Wtedy pierwszy raz w życiu poczułam solidarność z inną matką i pełne zrozumienie dla jej „niewłaściwego” zachowania. Ona nie była złą matką, ona była matką, której puściły nerwy. Po tym co przez kilka wcześniejszych godzin przeżyłam w domu ze swoim dzieckiem wiedziałam, że za kilka lat to ja mogę być na jej miejscu.

    Straszliwie drażni mnie ocenianie innych rodziców spotkanych na placu zabaw, w sklepie czy restauracji. Nie znamy ich, nie wiemy w jakiej są sytuacji w danej chwili, ale oczywiście mamy pewność, że sami nigdy się tak nie zachowamy. Akurat.

    • Bardzo dziękuję za ten komentarz :) W końcu nigdy nie wiemy jak my byśmy się zachowali w danej sytuacji:) Pozdrawiam :)

  • Ola

    Byłam z moimi dziecmi w sanatorium. Córka 5 lat, syn właśnie skończył 2 latks. Mójj 2-latek wszedl w fazę wszystko na NIE i byl ciężki do okiełznania. Na stołówce znajdowała się scena na której był zakaz przebywania. Jednak mój syn nic nie robił sobie z tego. Ja z córką nie mogłyśmy nic zjeść bo caly czas biegalysmy za nim. Na 3 dzień dałam za wygraną pomyslalm, że jeśli syn zobaczy, że nie reaguję znudzi mu się i sam wróci do stolika. Wtedy podszedł do mnie ojciec, który był tam sam ze swoim 4-ro letnim synem i z pretensją w głosie powiedział, że mam wytłumaczyć jego synowi dlaczego on nie moze być na scenie, a moje dziecko po niej non- stop lata. Innym razem moj syn chcial zabawkę, ktorej ja nie chcialam mu kupić i rzucał sie po podlodze ( pierwszy raz się z tym u syna spotkałam) . Wzięłam go na ręce i stałam w kolejce z innymi zakupami przede mną staly 3 mamy z dziecmi w wózkach każda z nich patrzyla na mnie z wyższością w oczach. Jednak żadna z nich nie wpadła n pomysł żeby przepuścić mnie z ryczacym dzieckiem. Z zakupów zrezygnowałam. Niestety w naszy kraju nie można liczyć na zrozumienie innych rodziców czybto ojcow czy matek. Takie jest moje doświadczenie.

    • Ewidentnie nie jest łatwo. Ale może jeśli my spróbujemy zrozumieć innych, będzie tego zrozumienia coraz więcej? Taką mam nadzieję i życzę dużo cierpliwości. Pozdrawiam :)

  • Ile w tym racji niestety … ;-(

  • Su

    Kurde, zaraz się poryczę. Tak się wściekłam na poczatku… Strasznie a potem emocje opadły . Jestem beznadziejną matką. Czasami. I dzieki i szacun.