Czy wczesna nauka czytania ma sens?

Jakiś czas temu na Dzieci Są Ważne ukazał się mój artykuł pod tytułem „Wczesna nauka czytania.”

Zastanawiam się w nim, czy aby na pewno z czytaniem im szybciej tym lepiej. Jeśli i Was interesuje ta kwestia – serdecznie zapraszam.

W naszym kręgu kulturowym czytanie i pisanie jest uznawane za jedną z podstawowych umiejętności. Przyjmujemy, że każdy człowiek powinien umieć czytać i pisać. Są to umiejętności, które bardzo ułatwiają funkcjonowanie w społeczeństwie. Z drugiej strony powszechne jest obecnie przekonanie, że rolą rodziców jest podejmowanie takich działań, które w możliwie dużym stopniu ułatwią naszym dzieciom przyszłe życie.

Wszyscy wiemy, że małe dzieci uczą się bardzo szybko i często staramy się tę właściwość wykorzystać do granic możliwości. Wychodzimy z założenia, że im więcej dziecko się nauczy i im wcześniej zacznie, tym lepiej dla niego i jego przyszłości – i zapewne dlatego chcemy, żeby nasze dzieci nauczyły się czytać i pisać najwcześniej jak się da.

Obecnie rodzice mogą wybierać spośród wielu różnych metod nauki, dzięki którym już niemowlaki można zaczynać uczyć czytać (z pisaniem trzeba poczekać na rozwój zdolności manualnych). Często wymagają one, zarówno od dzieci jaki i od rodziców, sporo pracy i czasu. Ale czego się nie robi dla dobra dziecka, prawda? Oczywiste jest przecież, że nauka czytania i pisania jest niezwykle istotna, a im wcześniej damy naszym dzieciom szansę na samodzielne posługiwanie się tymi umiejętnościami, tym lepiej, tak? (Czytaj DALEJ)

  • Asia

    Olu, czytałam kilka razy, rozumiem Twój tok wypowiedzi, ale także uważam, że nie do końca masz rację. Owszem- nauczanie poprzez doświadczanie jak najbardziej, ale umysł dziecka jest najbardziej chłonny w wieku poniemowlęcym i przedszkolnym. Małe dzieci przyswajają wiedzę, poprzez samodzielne ciągłe zadawanie pytań: ‚co to jest?”, „dlaczego? – w ten sposób pytają także o litery, napisy, wyrazy, itp. Nie trzeba uczyć czytać abstrakcyjnie, można czytać w działaniu, istnieją różne metody, a to, o co dziecko samo pyta, najczęściej najmocniej zapamięta. W młodszym wieku nauka czytania – najczęściej globalnego, w zabawie,przy codziennych czynnościach jest przygodą, dziecko samo chce. W szkole czytanie jest przymusem, mało tego system edukacji nakazuje uczenie w sposób kompletnie nieprzygotowany do przyswajania przez 7-latków (obecnie 6-latków) i w pierwszej klasie można mówić o abstrakcji. W przypadku niektórych dzieci, którym w życiu towarzyszą różne niepełnosprawności, jak choćby niedosłuch i są aparatowane lub implantowane wręcz wskazane jest nauczenie czytania przed pójściem do szkoły, by dziecko nie doświadczało porażki (ponieważ z góry wiadomo, że w szkole będzie głoskowanie, literowanie ważne, a nie finalny efekt czytanie ze zrozumieniem).W szkole dzieci muszą opanować czytanie przez niecały rok, wcześniej można to rozciągnąć na kilka lat, bez stresu, bez pośpiechu i jak piszesz – na warunkach własnych dziecka. I nie jest tak, że 7-8- latek szybciej przyswoi sobie czytanie niż młodsze dziecko, jest wręcz odwrotnie. W wieku przedszkolnym za to łatwiej łączyć czytanie z książką i motorykę – w szkole już takiego dobrodziejstwa nie będzie.

    • Ola

      Ok. Jeśli bierzemy pod uwagę to, że dziecko ma być przygotowane do szkoły, to być może masz rację. Tylko czy to aby nie powinno być odwrotnie? Ja się nie wypowiadam w kwestii przygotowania dziecka do szkoły. Raczej w kwestii tego, że dzieciom to wczesne czytanie nie jest do niczego (poza szkołą) potrzebne. A może nawet pewne rzeczy zaburzać (empiryczny odbiór świata). O dzieciach niepełnosprawnych się nie wypowiadam. Mówię o dzieciach zdrowych.
      A rok dla 7-8latka to jest zazwyczaj wystarczająco, żeby poznać alfabet. Z resztą, co by się stało, gdyby dopiero od 9-10 latków wymagać czytania i pisania? Być może nauczycielom w szkole byłoby trochę trudniej, ale wtedy może program byłby bardziej dostosowany do potrzeb dzieci?
      Oczywiście część małych dzieci może sobie przyswoić czytanie dość wcześnie. Ale tak naprawdę nigdy nie wiadomo. Bo jeśli nawet nauczymy dziecko czytać liter, często dziecko jeszcze długo nie będzie umiało składać z nich słów. Jeśli uczymy czytać globalnie, to w dalszym ciągu zostaje kwestia rozumienia przekazywanej treści. Bo tak jak to, że dziecko zna litery, nie od razu znaczy, że będzie umiało czytać słowa, tak to, że dziecko zna słowa nie od razu znaczy, że będzie w stanie zrozumieć sens całego zdania czy historii.
      I żeby nie było, nie twierdzę, że dzieci trzeba izolować od pisma. Słowo pisane jest częścią kultury. Litery i słowa interesują dzieci tak samo, jak interesują je obrazki czy rzeczy rzeczywiste. Jeśli Klusek mnie pyta, co to za litera, albo na jaką literę zaczyna się „rower” to przecież mu odpowiem. Twierdzę jednak, że prowadzenie jakiejś regularnej nauki czytania i pisania u takich małych dzieci, może przynieść nie tylko korzyści, ale i pewne straty i może warto też się nad tym zastanowić. Bo to może być trochę tak jak z telewizją – nie chodzi o to, że sama w sobie jest zła, ale o to, ilu rzeczy człowiek nie zrobi bo telewizja wypełni jego czas:)
      Ale oczywiście każdy może podjąć własną decyzję. To nie jest kwestia definitywna, raczej temat do zastanowienia się:)

  • ciekawe… jasne, że przynajmniej do 7 roku życia idealnie byłoby pozwolić dzieciom się tylko bawić i eksplorować świat, ale obawiam się, ze łatwiej sprostają wymogom systemu edukacji jednak te sześciolatki, które idąc do szkoły wiedzą już sporo o literach
    nie do końca się zgadzam,że nie warto wcześnie uczyć czytać, bo jedno (swobodne poznawanie zasad funkcjonowania świata) nie wyklucza drugiego (rozpoznawania znaków umownych i, później, przyswajania wiedzy książkowej)
    a energii w tym wieku ma się zwykle niewyczerpane pokłady 😀

    • Ola

      To dla mnie jest właśnie patrzenie trochę od… odwrotnej strony. Robienie czegoś, tylko po to, żeby później dziecko radziło sobie w szkole. To raczej szkoła powinna mieć taki program, który by pozwalał dzieciom się rozwijać w najlepszy dla nich sposób. Równie dobrze można mówić, moim zdaniem, że od małego powinniśmy uczyć dzieci, żeby słuchały dorosłych i nie zadawały pytań. Bo jeśli to opanują, to w szkole będzie im dużo łatwiej.
      A z resztą, nawet fakt, że dziecko idąc do szkoły zna litery, nie zawsze musi przemawiać na jego korzyć. Pani w szkole ma program i dzwadzieścia parę osób do nauki. Część która zna litery, część która nie zna. Naprawdę niewiele nauczycielek będzie w stanie tak rozplanować lekcję, żeby dziecko, które zna już wszystkie litery nie nudziło się na lekcjach. A z nudy dzieci czasami też robią różne dziwne rzeczy, które później rzutują na ich opinię w dalszych latach nauki. Niestety.
      A co do energii – dzieci może i mają jej nadmiar (do pewnego stopnia), ale z dorosłymi bywa różnie. A same dziecko uczyć czytać się nie będzie. No przynajmniej ja nie za bardzo to sobie jestem w stanie wyobrazić. O swoich zasobach energetycznych, też trzeba pamiętać:)
      Ale tak jak mówię, każdy może mieć swoje zdanie. Ja tylko chciałam pokazać, że być może warto się nad tym zastanowić:)