O pozytywnych aspektach zabawy

  Pogoda w prawdzie robi się już jesienna, ale na dworze jest całkiem przyjemnie. W sumie, to lubię jesień. Człowiek cieszy się każdym promieniem słońca, bo może to już ostatni? A potem przychodzi do domu, siada przy ciepłej herbacie, słucha wiatru czy deszczu za oknem i też cieszy się, że nie musi nigdzie wychodzić. No chyba, że musi. Na szczęście póki co, bardziej chce niż musi.
Bo Kluski trzymane w domu powodują duże szkody. W domu i w nerwach mamy. Wychodzimy więc, kiedy tylko się da.
A w parku, to co innego. W parku, na placu zabaw Micha ma co obserwować, Klusek zajmuje się sobą, albo innymi dziećmi. A mama? Mama może spokojnie posiedzieć na ławeczce i odpocząć, albo… Albo może poszaleć sama na placu zabaw. Bo czemu nie? Mamie też czasem wolno zjechać na zjeżdżalni, pokręcić się na karuzeli, a nawet rozhuśtać się wysoko, wysoko i … skakać z huśtawki. (Czytaj też: Leniwa matko, co z telefonem chodzisz na plac zabaw)
Muszę się przyznać, że po dzisiejszej wizycie na placu zabaw miałam całkiem sporo nowej energii i duuużo optymistycznych myśli. Czasem warto przypomnieć sobie jak to jest być dzieckiem.

A przy okazji polecam książkę „Rodzicielstwo przez zabawę.”


 I kilka zdjęć. Nie z dzisiaj, bo dzisiaj mama się bawiła, a nie ganiała z aparatem. Z wtorku.
Nowo odkryta umiejętność – samodzielne zjeżdżanie
Nowa pasja – karuzele, które do tej pory nie interesowały Kluska w ogóle. Obecnie kręci się na wszystkim i mi też każe. A ja niestety od małego mam problemy z chorobą lokomocyjną…
Spotkanie z gołębiem
Wspólna zabawa – Klusek krzyczy wyżej, Micha przysypia. Klusek ma ochotę na huśtanie tylko i wyłącznie, kiedy Micha się huśta. Sam z siebie – nigdy. Do niedawna byłam przekonana, że on nie lubi huśtawek.
Lornetka w terenie. Może niedługo wybierzemy się na jakieś łowy?